Niemal założyć się jestem gotów,
bo wątpliwości moich to nie budzi,
że gdzie jest dom szczęśliwych kotów,
tam jest i dom szczęśliwych ludzi.
A kto by nie chciał tak żyć? Być karmionym i pieszczonym na zawołanie, móc spać po całych dniach, a kiedy się ma łaskawy nastrój, to pomruczeć niewolnikowi do ucha, niech też ma trochę radości. Koty rewelacyjnie urządziły się w życiu, a ludzie rozpieszczają je jeszcze bardziej. Sprawdza się tu znana anegdota o różnicy w myśleniu psów i kotów. Pies myśli: człowiek mnie karmi, zapewnia mi dom, poi mnie – więc jest Bogiem; kot myśli: człowiek mnie karmi, zapewnia mi dom, poi mnie – więc jestem Bogiem.

Jak wynika z powyższego, jest to obiecany spóźniony odcinek z okazji Dnia Kota. Jak tu jednak połączyć koci temat z gotowaniem? W końcu blog ten jest zasadniczo przeznaczony do gotowania potraw dla ludzi… Żeby więc i kot był syty, i odcinek cały, proponuję przepisy na wątróbkę. Jest to danie dość kontrowersyjne, może bowiem być przysmakiem albo koszmarem, który śni się po nocach (i co ciekawe zasada ta sprawdza się i u kotów, i u ludzi). Do tego wątróbkę kojarzy się zwykle jako coś smażonego z cebulą, czyli niekoniecznie ciekawego, a już na pewno nie takiego, na co trzeba zaraz cały przepis podawać. Tymczasem jednak wątróbka potrafi zaskoczyć i stać się czymś, czego nawet jej przeciwnicy mogliby skosztować. Niniejszym więc przedstawiam nieznane oblicze wątróbki!
Wariacja na temat kotletowej lasagne z wątróbką
Składniki:
- ok. 10 wątróbek z kurczaka,
- 1 bułka,
- pół główki czosnku,
- 1 biała cebula,
- 10 pieczarek,
- 10 kostek szpinaku,
- łyżka masła,
- 4 serki topione,
- śmietana 12%,
- koncentrat pomidorowy,
- 1 kostka rosołowa (np. z bekonem),
- ¼ standardowego opakowania makaronu świderki,
- bazylia, sól, pieprz cytrynowy, pieprz zwykły, koperek, majeranek, papryka słodka mielona.

Namaczamy bułkę. Wątróbkę płuczemy w wodzie, dwie z nich od razu gotujemy osobno w nieosolonej wodzie, a później dajemy kotom. Pozostałe wątróbki tniemy na plastry, bułkę odsączamy z wody, rozmiędlamy ją na miazgę i dokładamy do niej plastry wątróbki. Wyciskamy czosnek i mieszamy z masą wątróbkowo-bułkową, a potem zostawiamy, żeby mieszanka nabrała czosnkowego aromatu.
Kroimy cebulę i pieczarki w drobną kostkę (no, pieczarki nie muszą być bardzo drobne) i wrzucamy na rozgrzaną oliwę. Dodajemy szpinak, a kiedy całość się zesmaży, dokładamy łyżkę masła, trzy serki topione i przyprawy: trochę soli, pieprz cytrynowy (pamiętamy – najlepszy do szpinaku!), majeranek i koperek. Jak serki się trochę rozpuszczą, wrzucamy na patelnię wcześniej przygotowaną wątróbkę, podlewamy śmietaną i mieszamy ją z resztą składników na gładko.
Gotujemy makaron w lekko osolonej wodzie (podobno makaron warto gotować w wodzie z dodatkiem oliwy, to wtedy się nie skleja – ale ja tam nie widzę, żeby to coś pomagało). Gotujemy wodę w ilości dwóch-trzech szklanek i rozpuszczamy w niej kostkę rosołową, koncentrat pomidorowy, serek topiony, dokładamy bazylię, odrobinę majeranku, pieprz czarny i trochę śmietany.
To teraz tak: mamy masę wątróbkowo-bułkowo-pieczarkowo-szpinakową, mamy makaron i mamy sos. Bierzemy więc ten makaron i mieszamy go z tą całą masą. Bierzemy naczynie żaroodporne i przekładamy do niego masę, która jest już makaronowo-wątróbkowo-bułkowo-pieczarkowo-szpinakowa. Ale uwaga!, masę przekładamy do naczynia warstwowo i każdą warstwę podlewamy sosem. Sos wylewamy też na wierzch (i nie trzeba się martwić tym, jeśli nie zużyjemy całego – bo wtedy resztę wylejemy już na upieczony kawałek). Następnie całość przykrywamy folią aluminiową i wstawiamy do piekarnika. Podpiekamy w temp. ok 200 stopni przez jakieś 30-40 minut. Jak zwykle przy takich potrawach – podajemy przynajmniej dwie godziny po upieczeniu. Wtedy danie jest nadal ciepłe, ale nie rozpada się przy krojeniu. Zresztą dzięki temu, że wśród składników znalazła się namoczona bułka, całość klei się w jedną… no, w całość.
Jest to dziwny wynalazek, niepodobny do absolutnie niczego – a zatem zupełnie wyjątkowy! Naprawdę warto spróbować.





Trufla ma super minę na pierwszym zdjęciu: "A na pewno nie ściemniasz?" :D
OdpowiedzUsuńAle z kolei ten znaczek kota Ci wyszedł trochę garbaty ;)
A na wątróbkę to znam bardzo fajny przepis z mieszanką jarzynową, smażonym ryżem i keczupem (albo przecierem pomidorowym) :D
Kot mi wyszedł garbaty... Się czepiacie sztuki! Tak samo jak tego, co go niedawno zrzuciłeś ze ściany - też twierdziłeś, że jest garbaty. Nie wiem, czy to zrzucenie miało być podbiciem krytyki? Co za świat, nie daje miejsca ułomnym... Co nie zmienia faktu, że te koty nie są garbate, tylko... oryginalne. A wszystko co oryginalne, jest lepsze. No.
OdpowiedzUsuń