czwartek, 28 marca 2013

Muffinki z kiwi i odcinek, którego nie ma

Zbliżają się święta wielkanocne, a okres ten od kilku lat charakteryzuje się u mnie różnymi maniakalnymi objawami: a to siedzę w kącie z kocem na głowie i kiwam się miarowo w przód i w tył, w przód i w tył, w przód i w tył… A to wydaje mi się, że mój szalik to cień jakiegoś potwora, oplątującego mi szyję, a to budzę się w nocy z krzykiem, na ścianach widząc pająki.

No dobra, może trochę przesadziłam, wcale się nie kiwam, nauczyłam się też, że jak w nocy widzę pająki, to najpierw warto im się uważnie przyjrzeć – czasami znikają. Ale szalik mnie straszy. Ogólnie jednak zarys jest taki, że oto przede mną staje wyjazd do miejsca gorszego niż Mordor. Do miejsca obłożonego żydowską klątwą, do miasta, które boi się zmroku. Do KIELC.
O Kielcach był już zresztą kiedyś odcinek, więc nie będę do tego szczególnie wracać. Rzecz jednak w tym, że kiedy wyjazd do TAM zaczyna nade mną ciążyć – nic mi się nie chce. Dlatego  tym roku nie ma np. odcinka wielkanocnego, dlatego i ten odcinek jest taki biedny.

Chciałam zresztą nawet zrobić dla Was taki cholernie zielony odcinek, żeby chociaż na blogu pojawił się ten wyczekiwany powiew wiosny. A że z zielenią kojarzy się Irlandia, to chciałam wziąć na warsztat leprekauny. Może nawet wcielić się w rolę takowego? Doszłam jednak do wniosku, że przeszkadzają mi wzrost, płeć, cycki i fakt, że mimo starań nie rośnie mi broda. Potem chciałam strzelić wykład na temat tego, że leprekauny są dla mnie symbolem ludzkiej chciwości i co mi się z tym wiąże – ale jako że Wielki Tydzień i tak potrafi być dołujący (zwł. kiedy Jezus krąży po świecie i zmienia króliki w czekoladę), postanowiłam nie wpisywać się w ten klimat. Wreszcie uznałam, że może warto byłoby walnąć jakąś notkę historyczną, charakteryzującą genezę i rozwój leprekaunów, częstotliwość ich pojawiania się na srebrnym ekranie i w popkulturze – no ale tu dała o sobie znać przedkielecka depresja.

Image Hosted by ImageShack.us
No i nie ma odcinka. Jest tylko zdjęcie leprekauna z moimi babeczkami i przepis na te babeczki, które robione z zielonych kiwi robią się złote. I smakują jabłkami.



Muffinki z kiwi
Składniki:
  • 5 sztuk kiwi,
  • 2 jajka,
  • ½ szkl. oliwy,
  • 1 szkl. mleka,
  • 2 szkl. mąki,
  • 2 łyżeczki proszku do pieczenia,
  • ½ szkl. cukru.


Image Hosted by ImageShack.us

Image Hosted by ImageShack.us
Kiwi obieramy i przekształcamy w estetyczną kostkę (ta estetyka nie jest taka ważna, i tak się rozmemłają w cieście – ale tak to lepiej brzmi). Jajka roztrzepujemy na gładko, mieszamy z oliwą i mlekiem. Dodajemy stopniowo mąkę, proszek, cukier. Na koniec wrzucamy kiwi. Ciasto przelewamy do muffinkowych foremek, pieczemy 20 minut w 200 stopniach. Wychodzi 12 sztuk. Dużych sztuk.

Image Hosted by ImageShack.us
Image Hosted by ImageShack.us

Przepis tak banalny, że znakomity na każdą okazję. Zwłaszcza, jeśli jedziecie do Kielc i nic Wam się nie chce, ale chcecie jakoś zajeść ten czas. Zajadanie jest zawsze dobre, w Kielcach też.

Image Hosted by ImageShack.us
Za to zagadką pozostaje, dlaczego te przeklęte babeczki smakują jabłkami?! Niby i tak są smaczne, naprawdę smaczne, ale dlaczego smakują jabłkami? Dziwne.

Niemniej polecam.

I życzę Wesołych Jajek i wielu królików!

piątek, 22 marca 2013

Podpłomyki dla Pokolenia Internetu

Image Hosted by ImageShack.us 

W latach 90. modne było twierdzenie, że oglądanie telewizji sprzyja rozwojowi agresji u młodzieży. Ba, nawet w (dziś już kultowym) „Krzyku” jeden z morderców planował oprzeć swoją obronę na tym, że to „telewizja jest wszystkiemu winna”. 

Image Hosted by ImageShack.us 


Osobiście nigdy nie zgadzałam się z tą tezą, mając na uwadze to, że sama – odkąd sięgam pamięcią – byłam karmiona krwawymi horrorami. Tylko że obok mnie siedziała moja mama i tłumaczyła mi, że to jest na niby i w realnym świecie nie ma miejsca na takie rzeczy. Inna sprawa, że potem zaczęłam dorastać, zapoznawać się z ludzką naturą i okazało się, że rzeczywistość bywa o wiele gorsza od horrorów – ale to temat na inny raz. 

 

 

W każdym razie zmierzam do tego, że choć nigdy nie widziałam winy telewizji w tym, jak zachowuje się młodzież, tak teraz nie mogę oprzeć się wrażeniu, że gdyby nie Internet – nie byłoby tylu debili.


Image Hosted by ImageShack.us Piękni dwudziestoletni – „wtf”? Zdaję sobie sprawę z tego, że z każdą kolejną dekadą przybywa haseł w stylu „kiedyś było inaczej” i że świat musi ruszać do przodu i że „postęp jest jak stado świń, że jest z niego golonka, schab i karkówka, więc nie ma co narzekać, że wszędzie nasrane”. Ale i tak zastanawia mnie, co sprawiło, że miejsce dwudziestolatków pełnych fantazji, marzeń i zaradności – zajęli wieczni studenci, których życie upływa w Internecie, którzy co najwyżej popracowali chwilę w McDonaldsie i którzy swoją „fantazję” zmieniają w prowadzenie blogów, z czego zresztą czynią życiową misję. W dodatku dobrowolnie przekształcają język w nowomowę rodem z Orwella, tworząc jakieś dziwne anglojęzyczne skróty, nie używając znaków interpunkcyjnych, tworząc proste (broń Boże nie złożone!) zdania i krótkie akapity – i dając tym samym dowód na to, że Orwell miał rację. Ograniczenie języka ogranicza myślenie i nie daje możliwości na popełnienie myślozbrodni.
Image Hosted by ImageShack.us

Tym samym Internet pęcznieje od wpisów pulchnych dwudziestolatków, którzy piątkowe wieczory spędzają na sprawdzaniu, czy ktoś czegoś o nich nie napisał albo nie ukradł ich „złotych myśli”, owocu ich twórczej pracy. A potem jeszcze okazuje się, że te np. blogowe wpisy, te hasła pisane nowomową – są sztuką. Bo autor wie, kiedy nacisnąć Enter (tak, to cytat z jednego z ponoć najpoczytniejszych blogów w Polsce).

Oto wzorzec dzisiejszego Pokolenia Internetu. Dwudziestolatków, którzy tak bardzo boją się konfrontacji z rzeczywistym światem, że zamykają się w przestrzeni studia-Internet i do niej przenoszą całe swoje życie. Ludzi jednocześnie niewrażliwych i przewrażliwionych – na swoim punkcie. Ludzi, którym nie można powiedzieć nic krytycznego, bo od razu zyskuje się miano trolla i hejtera.


Co stałoby się z tym Pokoleniem, gdyby dziś wybuchła wojna? Wyobraźmy sobie powtórkę z 1939 roku…

Image Hosted by ImageShack.us
Obczajcie moją nową placówkę
Image Hosted by ImageShack.us
Mam łóżko pod oknem ♥  Co prawda śpi ze mna jeszcze 6 osób, ale to najlepsza ekipa ever
Image Hosted by ImageShack.us
Na jedzenie :D
Image Hosted by ImageShack.us
Mamy opiekę zdrowotną

A wyobraźmy sobie teraz, co stałoby się, gdyby zniknął Internet, a McDonalds, Starbucks i Coffee Heaven przestałyby serwować jedzenie? Gdyby okazało się, że zamiast spać w studenckich ławkach, trzeba zapierdalać na kawałek chleba? Czy to Internet jest winien temu, że o "Pokoleniu Teresy" nikt już nie pamięta i że gdyby Staś Tarkowski siedział dziś na pustyni, to waliłby zdjęcie za zdjęciem, a potem przepuszczał je przez Instagram? A może takie zapędy tkwiły w nas od zawsze i Internet je tylko z nas wydobył?
Image Hosted by ImageShack.us 



Piękni dwudziestoletni – najszczersze pokolenie ever, srsly.
Czy tak jest?
Powiedzcie, pls








Mam silne przeczucie, że Pokolenie Internetu w razie kryzysu nie potrafiłoby sobie znaleźć nie tylko szczawiu... W ramach więc pewnego sentymentu, w ramach szacunku dla czasów, w których ludzie sobie radzili i robili to bez Internetu - przepis na:


Podpłomyki


Składniki:
·      mąka,
·      woda,
·      sól,
·      opcjonalnie jakieś przyprawy.

Właściwie to aż się dziwię, że podpłomyki nie stały się jeszcze potrawą hipsterską. Nie są mainstreamowe, są wegetariańskie, można je zrobić z każdej mąki, czyli również pełnoziarnistej i dodawać do nich wszelkie możliwe przyprawy… W sumie to chyba tylko pozostaje czekać aż złota młodzież dokopie się do tej potrawy.

Image Hosted by ImageShack.usJednak w międzyczasie, zanim podpłomyki zostaną nam obrzydzone, postarajmy się nimi jeszcze porozkoszować. Tym bardziej, że sposób przyrządzenia jest prostszy niż konstrukcja cepa. Bierze się mąkę, dosypuje soli i wyrabia z wodą. Przybliżone proporcje to 2:1, czyli np. szklanka mąki i pół szklanki wody. Ale w praktyce robi się to na czuja: jak ciasto jest za suche, dolewamy wody, jak za lepkie, podsypujemy mąki. Nie da się łatwiej. 
Image Hosted by ImageShack.usJak już wspominałam: do ciasta można dodawać przyprawy. Ja np. dałam kilka ząbków czosnku, ale można dosypać wszystkiego, w zależności od tego, w jakiej postaci podpłomyki mają być podane. Na słodko, ostro, meksykańsko, chińsko czy klasycznie – zawsze będą dobre. 
No ale do rzeczy. Jak ciasto jest gotowe, formujemy z niego kulki, kulki rozwałkowujemy na kształt naleśnika i kładziemy na rozgrzaną patelnię. Suchą patelnię, bez żadnego tłuszczu! 
Image Hosted by ImageShack.us
Image Hosted by ImageShack.us
Smażymy przez chwilę, aż na powierzchni pojawią się brązowe plamki. Podajemy na ciepło, na zimno, z serem, mięsem, szpinakiem, miodem… Przede wszystkim jednak: ze smakiem. Bo to cholernie dobre jest.
Image Hosted by ImageShack.us


 #smacznego