piątek, 19 lipca 2013

Wariacje na temat Bitwy pod Grunwaldem i żab


Odcinek dedykuję Karolinie i Marcinowi

 

Ostatnio mieliśmy do czynienia z rocznicą Bitwy pod Grunwaldem i przy okazji najwyraźniej dał znać o sobie mój lekki obłęd, bo oto co stworzyłam:

Image Hosted by ImageShack.us
DO OGLĄDANIA ZAPRASZAM TUTAJ
Filmik powstał m.in. na bazie trailera dostępnego na Youtube.

Konstruując natomiast przepis do odcinka, na jednej ze stron internetowych natknęłam się na ciekawą historię.
Image Hosted by ImageShack.us
Dawno, dawno temu, za murami twierdzy Malbork i za panowania wielkiego mistrza Heinricha Desemera, po ciężkiej i srogiej zimie nadeszła gwałtowna odwilż. Wody zalały twierdzę, a powódź jak to powódź – nabroiła. I ludziom zaczął grozić głód. A w dodatku spadła na nich plaga żab. Jednak Krzyżacy najwyraźniej wiedzieli, ze Bóg jest po ich stronie i w przeciwieństwie do Egipcjan plagi się nie ulękli. Zaczęli konsumować biedne żaby (przez co później zresztą uznawano ich za największych wrogów bocianów). Ale żeby nie było, że całą winę zwalamy na Krzyżaków: że żaby można jeść, podpowiedział im jeden Francuz. Który zresztą po całej akcji, dla uczczenia faktu, że głód udało się przezwyciężyć, zamówił żabią rzeźbę do ustawienia na łączniku Baszt Mostowych.




Ot i ciekawostka.
Image Hosted by ImageShack.us


Z tej ciekawostki powstał mój przepis. Ponieważ jednak z różnych względów żabich udek nie chciałam przyrządzać (podstawowy wzgląd: nie jem tego, co mogłabym przytulać), przypomniałam sobie, że podobno wszystko w końcu smakuje jak kurczak. (W sumie to chyba prawda, bo zdarzyło mi się kiedyś jeść aligatora, a ten smakował jak kurczak, zalatujący mułem). Dalej chciałam dodać temu kurczakowi coś zielonego, a jeszcze dalej przypomniałam sobie, że bocian to ptak, zupełnie jak gołąbek (i jaskółka). Macie zatem przepis na żabie gołąbki. O.

Żabie gołąbki
Składniki na 10 sztuk:
  • 12 liści kapusty (dwa są dodatkowo, gdyby rozpadły się w gotowaniu), listki laurowe, ziele angielskie,
  • 1 szkl. kaszy kuskus, 1 łyżka masła, sałata (roszponka, ptasia albo inna drobna), szczypta szczypiorku, słodka mielona papryka, czosnek (może być granulowany), estragon (jak nie mamy estragonu, to może być majeranek), pieprz,
  • filet z kurczaka,
  • koncentrat pomidorowy, bulion albo kostki rosołowe, zioła prowansalskie, bazylia,
  • sól.
Image Hosted by ImageShack.us





Umyte liście kapusty obgotowujemy w osolonej wodzie z listkami i zielem – tak z 15 minut, żeby ładnie dawało się je składać. Mają być giętkie jak dobrze wyćwiczone uda! – oczywiście żabie.

Image Hosted by ImageShack.usFileta z kurczaka kroimy na paski. A kaszę kuskus przygotowujemy tak oto: zagotowujemy dwie szklanki wody, jak się nie boimy chemii, to z jedną grzybową kostką rosołową. Do wrzątku wsypujemy szklankę kaszy, mieszamy, zakrywamy, odstawiamy na 5 minut. dodajemy masło i wszystkie te przyprawy, które wcześniej wymieniłam. Mieszamy.
Jak uruchomimy wyobraźnię, to widać, że filet ułożył się na kształt żaby!


A potem postępujemy tak jak na zdjęciach poniżej.
Image Hosted by ImageShack.us

I układamy gołąbki w garnku. Mnie wyszło ich tak do wysokości 3 l w garze, więc na tyle zrobiłam sosu. 3 l wody (chyba że koś ma bulion, ale jak nie ma, to zawsze są te kostki), bazylia i zioła prowansalskie, odrobina soli, zagotowujemy, dowalamy koncentratu ile chcieć (dużo), mieszamy, zalewamy gołąbki.
Image Hosted by ImageShack.us


Image Hosted by ImageShack.usGołąbki gotujemy przynajmniej 40 minut, podajemy, jemy lepiej niż Krzyżacy.



Nadzwyczaj oryginalna potrawa, jestem z siebie dumna. Z filmiku też. Bądźcie i Wy ze mnie dumni, oglądając, bawiąc się i zajadając wariację na temat gołąbków, żab i jaskółek. To jest: bocianów.
Smacznego!

piątek, 12 lipca 2013

Z męskiego dziennika kulinarnego

Image Hosted by ImageShack.us

Nie było mnie w Polsce przez trzy tygodnie, czego ślady można znaleźć na blogu. Ale kiedy ja w pocie czoła, bólu mięśni i licznych siniakach pomagałam rodzicom przy przeprowadzce – nie myślcie, że Barkuchnia stała pusta. O nie.


Bo kiedy Barbary nie ma…

 


Tydzień I

Dzień pierwszy:

E, życie słomianego wdowca jest zajebiste. Wielki gar bigosu z młodej kapusty i nie ma nikogo, kto by mówił, że talerz trzeba umyć, a lepiący się zlew wcale lepić się nie powinien. Gadanie. A jak inaczej utrzymać w zlewie ten stos naczyń, jeśli nie będzie miał on czego się trzymać? Ha, nie pomyślało się o tym, co? Mmmm, wezmę sobie jeszcze tego bigosiku.



Dzień drugi:

Naprawdę spory jest ten gar bigosu. Ale dobrze, starczy na dłużej. Muszę tylko opracować system jedzenia bigosu z płaskich talerzy… Ha, też już nie ma czystych. A talerzyki deserowe? A zresztą, wcale nie są takie brudne.

No i czego te koty tak miauczą? Niemożliwe, żeby były głodne, wczoraj dostały całą michę! Dam im bigosu.



Dzień trzeci:

Hm, dziś na obiad bigos. Koty nie chciały go jeść, króliki przy próbie poczęstunku opluły mnie (niewychowane dranie), a ja zaczynam podejrzewać, że Baśka zrobiła to specjalnie. W końcu nie na darmo jej matka jest wiedźmą. Jem ten bigos, a on się nie kończy, to na pewno jakiś element czarnej magii, jakieś voo-doo albo inne origami.



Dzień czwarty:

Image Hosted by ImageShack.us
Śniło mi się, że bigos wyszedł z garnka i zaczął okładać mnie po twarzy kawałkami kiełbasy. Obudziłem się z krzykiem, płosząc tym samym kota, który z jakiegoś powodu stał na mnie, trącając mnie swoją miską. Ciekawe, o co mu chodziło?



Dzień piąty:


Czy to możliwe? Ostatni talerz! Już nigdy nie zjem tego świństwa. Nawet nie chcę słyszeć słowa na „B”! Tfu, cholerstwo.
Na okoliczność tego święta, jakim było wykończenie wiedźmiego dekoktu, umyłem gary i nakarmiłem koty. Nigdy przedtem nie widziałem, żeby kot płakał ze szczęścia. Dziwne.



Dzień szósty:

No, to ja jej teraz pokażę, co to znaczy mężczyzna w kuchni. Ale będzie żarcie!



Później

Ha, znalazłem kaszankę.



Dzień siódmy:

Poszedłem na zakupy. Kupiłem 5 kg schabu, mam też ziemniaki, kiełbasę i jajka. To teraz pojemy!

Koty czekały na mnie z otwieraczem do puszek w łapkach. Dziwne.



Tydzień II

Dzień pierwszy:

Na obiad ziemniaczki z kiełbaską, bardzo dobre. Koty coraz sprawniej radzą sobie z otwieraniem puszek, widziałem też, że przymierzały się do wymiany żwirku w swojej kuwecie. A Baśka zawsze powtarza, że kotami trzeba się zajmować i że wymaga to czasu. Dziwne.

Image Hosted by ImageShack.us
"Jajka sadzone na talerzu bez talerza"
PS. Przyłapałem króliki, jak robiły z siana laleczkę o ludzkich kształtach. Ale kiedy chciałem się przyjrzeć, Doakes schował ją zazdrośnie za siebie, a Skurwunia zaczęła złowieszczo chichotać. Zresztą, czego się spodziewać po królikach.


Dzień drugi:

Ziemniaki z kiełbasą.



Dzień trzeci:

Zjadłbym bigosu.



Dzień czwarty:

Chciałem sprawdzić, jak smakuje kocia karma, ale błysk w kocich oczach i puszysta łapka zaciśnięta na trzonku tłuczka do mięsa zniechęciły mnie do prób. Ostatecznie są jeszcze króliki z sianem i marchewką.



Dzień piąty:

Lekarz powiedział, że rany niedługo się zagoją, ale na wszelki wypadek mam nosić bandaż. Poza tym ze względu na upływ krwi mam dbać o to, żeby się nie odwodnić. Zadzwoniłem do Sławka, a on, jak przystało na troskliwego kolegę, obiecał przyjechać wieczorem z płynami.



Dzień szósty:

Nie wiem, czy to delirium, ale wydawało mi się, że koty próbują odwinąć mi bandaż z rąk, a za to zawinąć go na szyi. Dziwne, tam mam tylko zadrapania, nie potrzebuję bandaża. Zresztą nawet jeśli chciały okazać troskę, to bandażowały mnie zdecydowanie za ciasno. Ale jak otworzyłem oczy, zobaczyłem tylko znikający w korytarzu zadek. Swoją drogą dziwne, wydawało mi się, że kiedyś ten pers był bardziej puszysty.

Zielona mgła przed oczami zniechęca mnie do jedzenia.


Image Hosted by ImageShack.usDzień siódmy:

Przypomniało mi się, że kupowałem 5 kg schabu! Trzeba coś z tym zrobić.

Później
Zamroziłem schab. Te ziemniaki z kiełbasą nie są takie złe. Za to czuję jakieś dziwne kłucia w różnych częściach ciała. Ciekawe, czy ma to jakiś związek ze słomianą laleczką, którą króliki przydrutowały sobie w klatce? Nawiasem mówiąc: skąd one wzięły ten drut?






Tydzień III

Dzień pierwszy:

Już wiem, skąd króliki wzięły drut. Wyjęły część prętów z klatki. A przekonałem się o tym, kiedy wyszły z tej (rzekomo zamkniętej) klatki i w pudle ze świecami szukały zapałek. Zaczyna się robić coraz dziwniej.

A, nieważne. Odkryłem właśnie nowe połączenie: ziemniaki z kiełbasą i z jajkiem! A jutro mogę sobie zrobić ziemniaki z samym jajkiem! A potem jajko z kiełbasą, ale różnorodność.



Dzień drugi:

O kurwa. Za kilka dni wraca Baśka. Ponieważ nasze poglądy na porządek nieco się różnią (ja nie wiem, za każdym razem czysty talerz, mycie patelni po każdym smażeniu; czy ona wie, ile cennych mikroelementów traci się przy takim szorowaniu garnka po ziemniakach? zresztą po co brała ze sobą psa, tak to czyste talerze byłyby na bieżąco), a Baśka ma zwyczaj dość jasno określać, co jej się nie podoba (haha, ciekawe, jak w tym bajzlu znajdzie wałek?) – chyba zacznę sprzątać?

Image Hosted by ImageShack.us


Dzień trzeci:

Przyłapałem koty, jak cichcem robiły zdjęcia garów wystających ze zlewu, stosu odzieży na meblach i swojej kuwety. A to zaplute karły reakcji! Donosić się zachciało? Odezwał się we mnie duch przodków, postanowiłem walczyć z kapusiami i w słusznym uniesieniu wyrwałem im aparat, a potem wrzuciłem go do kibla. Szkoda, że przedtem nie zauważyłem, że to był mój telefon.



Dzień czwarty:

Ja pierdolę, ta kuchnia ma podłogę! Białą podłogę. Dziwne.



Dzień piąty:

Jutro wraca Baśka. Udało mi się złapać persa, ale po szczotkowaniu miejscami zaczął przypominać kota egipskiego. Na obiad kiełbasa z ziemniakami.



Dzień szósty:

Baśka wróciła. Jakoś nie chciała sama zrobić obiadu, więc podałem jej ziemniaki z kiełbasą i jajkiem sadzonym, niech ma.

To był błąd. Powiedziała, że to bardzo dobre jest i że jutro też zrobi taki obiad. Potem dodała, że skoro tak bardzo smakował mi bigos, to teraz zrobi więcej. Poprzez szum w uszach i przez przelatujące mi przed oczami dziwne błyski, zaczynam czuć się jak jakaś cholerna Alicja w Krainie Czarów. Nie dość, że migają mi króliki, to jeszcze widzę pełne satysfakcji kocie uśmiechy. Potem mdleję.

niedziela, 7 lipca 2013

Wampirza migrena i budyń czosnkowy

Zaczyna być już najwyraźniej regułą to, że po dłuższej nieobecności na blogu, wracam z istotami nadprzyrodzonymi, tudzież zmutowanymi. Raz były to zombie, dziś są to wampiry. 

Co prawda onegdaj temat wampirów na blogu już mi się zdarzyło poruszyć (zresztą to zajebisty odcinek), ale postanowiłam uczynić to po raz kolejny. Z dwóch przyczyn.


Image Hosted by ImageShack.usPo pierwsze primo, wówczas musnęłam zaledwie wampirzy temat, skupiając się raczej na postępującej degrengoladzie tego środowiska, i jedynie lekko dotykając wampirzej istoty. Uważam, że tym dzieciom nocy należy się o kilka zdań więcej, a przekonanie to wypływa w dużej mierze z pobudek osobistych – i to jest właśnie drugi powód, o którym wspomniałam.

Chodzi mi o to, że jest lato, a więc świeci to po trzykroć przeklęte słoneczko. Już pomijam żądzę krwi, która rozpętuje się we mnie z siłą tajfunu, ilekroć słyszę wypowiadane głosikiem wiewiórki czy myszki z bajki: „ja tak kocham słonko, i kocham jak jest cieplutko i kiedy tak fajnie grzeje”. Pomijam, bo chociaż moja ochota na to, by przygrzać takiej rozkosznej istotce, która wykazuje skłonności godne padalca – jest wielka, to jednak skutecznie tłumi ją, odbierająca mi ochotę na wszystko – migrena.




I tu właśnie zaczyna się właściwy odcinek. Kim jest wampir? Wampir to istota blada, unikająca światła słonecznego i, sądząc z jej zachowania, często-gęsto wkurwiona. Do tego wampiry są oczytane, słuchają dobrej muzyki i chociaż wykazują nadmierny pociąg do falbanek, koronek i żabotów, to jednak chodzą odziane gustownie. Poza tym wampiry znajdują upodobanie w seksie.

Image Hosted by ImageShack.us
I tak na to patrzę i dochodzę do wniosku, że opisałam siebie (nigdzie nie ma wspomniane, że wampiry są też skromne). Ale nie, nie mam tu zamiaru dowodzić swojego starożytnego rodowodu i dołączać do gotyckich sekt. Chodzi mi tylko o to, że może początek wampiryzmu powinien zainteresować medyków, jako pierwsze odnotowane przypadki migreny? No bo spójrzmy logicznie: wampiry szukają chłodu i unikają słońca, a migrena właśnie w takich warunkach nie dokucza. No a jak unikają słońca, to i blade są. Mało tego, migrena bierze się m.in. z niedoboru żelaza we krwi. Niedobór żelaza = bladość. Ba, krew to źródło żelaza, a wampiry słyną z picia krwi. I doszliśmy do tego, kto jest prawdziwym potworem! Wampiry próbowały leczyć się z migreny, a źli ludzie dziabali je za to kołkiem w serce. Skandal.

Chodzi mi za to po głowie kwestia czysto fizjologiczna. Bo przed migreną ciśnienie w organizmie tak się wzmaga, że nieodzowne staje się częste korzystanie z toalety. A słyszał kto kiedy, żeby wampir sikał? Albo miał gdzieś w krypcie nocnik (swoją drogą, czy nocnik dla wampira, to nie powinien być raczej dziennik? a dziennik nie powinien stać się nocnikiem? i czy wampir się w tym nie gubi? bo głupio tak skorzystać z dziennika, kiedy właściwie powinno sięgnąć się po nocnik – lub na odwrót). W każdym razie ciekawie byłoby się dowiedzieć, jak te wampiry radziły sobie z toaletą. Obstawiam, że tak jak Die Baron Drakula: bez ceregieli.
Image Hosted by ImageShack.us


A w ogóle to nurtuje mnie jeszcze jedna kwestia. Wampiry to postacie tragiczne lub straszne. Albo straszne przez to, że tragiczne. Potwierdzają tę tezę zarówno stwierdzona migrena, jak i dobre filmy (ot, choćby „Nosferatu”, „Dracula”, „Wywiad z wampirem”, „Blade”, „Kaczula”). Dlaczego więc popkulturowe podejście robi z wampirów materiał do marzeń dla smutnych onanistów? Przykładem niech będzie pierwsze ze zdjęć, które dziś wrzuciłam, prezentujące dekolt, koronki, jakieś tam, kurwa, różyczki, rozświetlone oczka i, o zgrozo, wyszczerzone zęby. Nic, tylko sięgać po nawilżający żel. A tymczasem prawdziwa wampirzyca może nawet stanąć przed Wami na golasa, a jedynym dreszczem, który poczujecie, będzie ten pełznący ze strachu po krzyżu. Tak jak to miało miejsce z przerażającą, historyczną „wampirzycą z Siedmiogrodu”, czyli Elżbietą Batory. Nawiasem mówiąc: ta to dopiero musiała mieć migreny, że ja pierdolę. 
Image Hosted by ImageShack.us



Się rozgadałam. Dobra, sprawa jedzenia. Ponieważ odcinka nie było w pip długo, postanowiłam podjąć kulinarne wyzwanie, które zresztą sama sobie postawiłam. Poza tym wiadomo, skoro na tapecie są wampiry, to i czosnek pojawić się musi.

Zatem tak: „z czosnkiem wszystko jest dobre – oprócz budyniu”. Dziś udowadniamy, że i budyń czosnkowy może być pyszny. Tak!



Budyń czosnkowy

Image Hosted by ImageShack.us
Czosnek zapobiega bólom głowy!  Te wampiry to jednak głupie są.


Składniki:

    1 szklanka mleka (czyli 250 ml),

    1 łyżka masła,

    czosnek,

    1 żółtko,

    sól, gałka muszkatołowa, pieprz,

    1-2 łyżki mąki ziemniaczanej.



Image Hosted by ImageShack.us
Do garnuszka wlewamy połowę mleka, dodajemy masło, a także rozgnieciony czosnek. Mieszamy i zostawiamy na niewielkim ogniu.

Image Hosted by ImageShack.usResztę mleka miksujemy z żółtkiem, przyprawami i mąką kartoflaną. To, co zmiksujemy, dodajemy do gorącego mleka, tylko nie zapominając o mieszaniu! Mieszamy i mieszamy, i mieszamy – aż masa zacznie wrzeć, a potem gęstnieć. W sumie to mieszanie nie trwa aż tak długo, ale i tak mieszamy, a potem mieszamy jeszcze chwilę. Następnie odstawiamy budyń z palnika i co? I jeszcze moment mieszamy, żeby był gładki.
Image Hosted by ImageShack.us



I teraz pewnie zapytacie, do czego podawać czosnkowy budyń? Ha. Mam cały przepis na to. Budyń czosnkowy to idealny, gęsty sosik do kurczaka podanego z ryżem i sałatką.
Image Hosted by ImageShack.us

    Image Hosted by ImageShack.us
1. Filet z kurczaka kroimy na paski. W garnuszku rozpuszczamy łyżkę masła z kroplą oliwy i na masło wsypujemy dużo słodkiej, sproszkowanej papryki. Mieszamy i w takiej mieszance obtaczamy kurczaka. Do połowy zalewamy wodą, dodajemy majeranek. Jak to-to się zagotuje, przytłumiamy palnik, zakrywamy garnek, dusimy. A jak kurczak jest miękki – dodajemy dwie grzybowe kostki rosołowe. Po paru minutach wyłączamy, odczekujemy aż przestanie się gotować, podsypujemy koperkiem i tartym imbirem. Podajemy z budyniem czosnkowym.
Image Hosted by ImageShack.us 


2. Ryż basmati albo jaśminowy. Po ugotowaniu mieszamy z tymiankiem i pieprzem. Polewamy słodko-ostrym sosem z butelki (bo już nam się nie chce gotować).

3. Sałatka. Tarta kalarepa, krojona rzodkiewka, jakaś sałata, jakieś kiełki, łyżka śmietany, sól – i gotowe. A pyszne!
Image Hosted by ImageShack.us



Ryż dobry na migrenę jest tak poza tym. Zatem: budyń czosnkowy pyszny, czosnek – przyjaciel migrenowców, ryż pasuje, wszystko cacy, a wampiry zaliczone. Moi drodzy: jesteśmy w formie! Jak dobrze pójdzie, to w najbliższym odcinku z właściwą sobie finezją i humorem wyjaśnię powody mojej tak długiej nieobecności, a tymczasem: smacznego!

A na koniec: słońce: nie, jajka: tak.