poniedziałek, 28 stycznia 2013

♬ Nowości w blogu ♫

Nowy rok (tak, wiem, jest koniec stycznia. Cieszcie się, że nie wymyśliłam tego w lipcu)            z reguły niesie ze sobą plany w postaci zmieniania tego, co było – żeby to, co będzie, było lepsze. Ja może nie chcę aż zmieniać, ale chciałabym wprowadzić pewną innowację. Po każdym odcinku na blogu będzie pojawiała się mp3 złożona z utworów, które kojarzą mi się z danym tematem.


Image Hosted by ImageShack.us
 

Dziś – na próbę i żeby odświeżyć najczęstszy temat blogowy (czyli Batmana, który pojawiał raz, dwa, trzy, a nawet cztery razy) – taki oto składak (z ośmiu utworów w jednym):



Na razie w takim dziwnym (choć całkowicie bezpiecznym!) portalu, bo Wrzuta zwariowała.


Ten piosenkowy składak zawiera skojarzenia idące następującą drogą: 
karnawał -> maski i przebrania -> Batman -> „The Dark Knight Rises” -> rise = rice -> ryż Mrocznego Rycerza

Po drodze następują kwestie Nocy, różnych dziwaków i tego pragnienia, które siedzi w każdym z nas, kiedy oglądamy film czy bajkę i marzymy o tym, by to jednak ten zły zwyciężył.


Ciekawa jestem, czy odgadniecie wszystkie utwory? I czy dopasujecie je do odpowiednich skojarzeń? A może to Wam nasuną się jakieś skojarzenia, które mnie nie przyszły na myśl? I przyślecie mi kolejne piosenki!

Zapraszam też do wypowiedzi na temat tego, co sądzicie o mojej blogowej innowacji!


Bo jednak mam nadzieję, że zaostrzyłam Wam apetyty…

środa, 23 stycznia 2013

Barbara dookoła świata. Oberösterreich! Knedel i mus z kasztanów

Dziś przeniesiemy się nie tylko w przestrzeni, ale i w czasie. Popodróżujemy sobie trochę po Górnej Austrii i dla odmiany pobawimy się w fotoblog. 

Image Hosted by ImageShack.us
Panorama Linzu. Dunaj, a w tle Pöstlingberg, zameczek z miastem krasnali w środku. Taka austriacka Karczówka.
Image Hosted by ImageShack.us
Też panorama Linzu, tylko z innego miejsca.

Image Hosted by ImageShack.us
Image Hosted by ImageShack.us
Katedra w Linzu. Niech się Paryż ze swoją Notre-Dame schowa!

Image Hosted by ImageShack.us
A ten kościół nigdy nie pamiętam, gdzie się znajduje, ale za to rzeźbienia w środku wykonywał prawdopodobnie Wit Stwosz. Jest taka luka w jego biografii, kiedy to nie wiadomo, co robił. Patrząc na wnętrze tego kościoła - już chyba wiadomo. Niestety nie mam zdjęcia.
Image Hosted by ImageShack.us
Staję się monotematyczna, ale to w końcu w Linzu mieszkałam!


Image Hosted by ImageShack.us


Image Hosted by ImageShack.us

GMUNDEN

Image Hosted by ImageShack.us
 

Image Hosted by ImageShack.us
A to z kolei Pomnik Zarazy na Hitlerplatzu w Linzu (tak naprawdę to na Hauptplatzu, ale...)

Image Hosted by ImageShack.us
Też Linz. Ogrody na Górze Zamkowej (Schlossberg).

Image Hosted by ImageShack.us
Też na Górze.

 

Sport narodowy Austriaków nazywa się: Flohmarkt. Czyli - Pchli Targ. Austriacy uwielbiają handlować na Pchlich Targach, urządzać je, zwiedzać i w ogóle je uwielbiają. Oto kilka ciekawostek. Tak tylko na smak.

 Image Hosted by ImageShack.us

  
Image Hosted by ImageShack.us

Image Hosted by ImageShack.us
 

A teraz parę ciekawostek krajoznawczych.

Image Hosted by ImageShack.us
Parę lat temu Mistrzostwa w piłce nożnej odbywały się w Austrii. I Austriacy wupuścili wówczas reklamę na znak przyjaźni austriacko-niemieckiej.
Image Hosted by ImageShack.us
Moja absolutnie najulubieńsza ozdoba rynku jednego z miasteczek, którego nazwa - jak zwykle - wyleciała mi z pamięci.
Image Hosted by ImageShack.us
A takie przejawy sztuki można napotkać prawie wszędzie.

Image Hosted by ImageShack.us
Takie natomiast tylko na drodze do Salzburga.
Image Hosted by ImageShack.us
A to jest najlepszy przykład na miks językowy, jaki panuje w Austrii. Tu i tak częśc jest napisana po niemiecku, a nie po ichniejszemu. Przy okazji jest to jednak wyraz fascynujących potrzeb.

 

 

A teraz słów parę o mieszkańcach tego jakże interesującego kraju.


Image Hosted by ImageShack.us

Kocham Austrię. To uroczy, spokojny kraj, w którym życie płynie swoim własnym torem. Jednak Austriacy są ludźmi bardzo specyficznymi i trzeba nauczyć się z nimi żyć (mieszkałam w Austrii dwa lata, mój ojciec mieszka tam od lat 12, a mama od 5). Nie to, że są niemili, wręcz przeciwnie. Ale są dziwni. (Również z wyglądu, bo często-gęsto ma się wrażenie, że rodzice napotykanych ludzi są ze sobą spokrewnieni). Przy czym chyba najmniejszym szkopułem jest to, że są rasistami – bo Polacy też są.
Image Hosted by ImageShack.us

Jednak dziwnie się żyje wśród ludzi, wśród których starsze pokolenie nadal kocha Hitlera. Oni tłumaczą to tym, że dla nich Hitler był dobry, dał im pracę, kiedy głodowali i nikt nie wiedział, że w niemal każdej miejscowości jest obóz koncentracyjny… Poza tym przypomina mi się taka historia, jak kiedyś jechałam tramwajem ze swoim pekińczykiem na kolanach i jakiś starszy pan zaczął mnie o tego pekińczyka wypytywać. M.in. o to, skąd go mam. A na hasło „Z Polski”, oznajmił: „Byłem kiedyś w Polsce”. I po przerwie dodał: „Z wojskiem”.

Innym razem robiłam sobie z koleżanką zdjęcia na mieście, rozmawiając z nią po polsku. Austriacy są strasznie ciekawskim narodem, więc momentalnie znalazł się jakiś facet, który chciał wiedzieć, skąd jesteśmy. Okazało się, że też zdarza mu się bywać w Polsce, a kiedy usłyszał, że jesteśmy z Kielc, zidentyfikował miasto bezbłędnie. Mianowicie wykrzyknął: „To tam był pogrom żydowski”. Zaznaczam, że ta sytuacja miała miejsce w Linzu, jakieś 20 min. drogi od Mauthausen.

Image Hosted by ImageShack.us
Poza tym Austriacy uwielbiają gratisy i kupią każde gówno, jeśli będzie dołączony do niego „Geschenk”. I tu przypomina mi się taka śmieszna historyjka. Znajomy mojego ojca miał kumpla Austriaka i strasznie drażniło go w tym Austriaku owo zamiłowanie do gratisów. Kiedyś, kiedy kolega przyszedł do niego, triumfalnie pokazując budzik za 1 Euro, który otrzymał w zamian za udzielanie lekcji niemieckiego Polakom – gość nie wytrzymał. Zaczął mu robić awanturę na temat austriackiego upodobania do dziadostwa i krzyczał na niego dobrych kilka minut. Austriak spokojnie wysłuchał wszystkich argumentów, po czym powiedział: „Zobacz, baterie do budzika też dostałem”.

Do tego dochodzi dialekt austriacki. Uch.

Anegdoty mogłabym jeszcze mnożyć naprawdę długo. Wniosek z tego jest jednak wciąż ten sam: Austriacy są sympatycznie porąbanym narodem. Za to o tym, co oni mają z Polakami, mogłabym książkę napisać. Austria to taki wesoły kraj.


Image Hosted by ImageShack.us
 

Długo zastanawiałam się nad tym, co ugotować do dzisiejszego odcinka. Specjalnością w Linzu są knedle z morelami i Linzer Torte, czyli kruche ciasto z pastą żurawinową i orzeszkami laskowymi, ale to się właściwie kupuje. W końcu zdecydowałam się na austriacki knedel i na… mus z kasztanów. A to dlatego, że na Austriaków mówi się : kasztany. Tak samo jak Austriacy, przynajmniej kiedyś, mówili w ten sposób na Turków. Taka tam, specyfika stereotypów, czy jak to nazwać.


Mus z kasztanów

    Image Hosted by ImageShack.us
  •  0,5kg kasztanów jadalnych,
  • osolona woda,
  • 250g serka mascarpone (ewentualne 300 ml bitej śmietany),
  • 70g cukru pudru,
  • 3 łyżki kakao,
  • kieliszek rumu (białego lub brązowego), ew. trochę soku z cytryny.





Image Hosted by ImageShack.us 



Kasztany ponacinać i gotować w lekko osolonej wodzie ok. 15-20min. Następnie ostudzić (chyba że ktoś lubi sobie parzyć łapy albo jest potomkiem Regisa) i obrać. 


Image Hosted by ImageShack.us
 

Obrane kasztany ugnieść lub zmiksować – w każdym razie zrobić z nich miazgę! Wymieszać kasztany z serkiem (lub bitą śmietaną), cukrem pudrem, kakao i rumem. W razie czego dodać trochę wody (tak ze trzy łyżki). 

Image Hosted by ImageShack.us

Krem najlepiej podawać na waflach ryżowych lub przeznaczyć jako nadzienie do kajmaków. Tak czy tak jest to bardzo wykwintna i ciekawa w smaku przekąska. W przeciwieństwie do samych Austriaków.






Knedel
  • 500 g pokruszonych sucharków,
  • litr mleka,
  • 1 duże lub 2 małe jajka,
  • 3 łyżki mąki,
  • sól,
  • lniana szmatka,
  • wrzątek.


Image Hosted by ImageShack.us

W Austrii kupuje się gotowe opakowania takiej bułki na knedla, ale myślę, że w Polsce spokojnie można byłoby to zastąpić pokruszonymi sucharkami.

Podgrzewamy mleko i kiedy jest ciepłe (do tego stopnia, że można jeszcze rękę włożyć), wsypujemy pieczywo, dodajemy jajko, mąkę i sól i wyrabiamy ciasto. Nie musi być idealnie gładkie, ma być po prostu ciastowate. Taki Plastuś.

Image Hosted by ImageShack.us
Plastusia przenosimy na szmatkę i zawijamy, formując chlebek.
Image Hosted by ImageShack.us
Image Hosted by ImageShack.us

Taką bryłkę wsadzamy następnie do wody (można zacząć ją wcześniej podgrzewać) i gotujemy przynajmniej 40 minut. Kiedy wyciągniemy knedla z wody, będzie dość miękki z wierzchu, ale nie będzie się rozpadał (tzn. będzie się tak zachowywał, jeśli był gotowany dostatecznie długo – jeśli się rozpada, trzeba go jeszcze trochę pogotować).





ACHTUNG: szmatki użytej do knedla nie pierzemy. Płuczemy ją w samej wodzie, bez używania detergentów.

I tyle. Knedel to świetna sprawa, wystarczy pokroić na plastry i można podawać go do wszelkich sosów, można też robić z niego kanapki (to już moja fantazja): plaster sera, trochę wędliny, jakiś korniszon. Pyszota.
Image Hosted by ImageShack.us

Austria oferuje więc nie tylko wiele atrakcji na swój specyficzny, bardzo spokojny sposób, ale i gwarantuje pyszne jedzenie. To kochany kraj, o ile nie ma się zamiłowań artystycznych.



Smacznego, moi drodzy! Mahlzeit!

niedziela, 13 stycznia 2013

Pasta z pigwy na grypę


Image Hosted by ImageShack.usTak, znowu mam grypę. Ja to chyba lubię… W każdym razie zainspirowana współczującymi sugestiami – tworzę oto kwartalnik grypowy. A może grypi? Jako prekursor mogę sobie chyba pozwolić na pewną dowolność w nazewznictwie. Np.: „grypa-chuj”. I slogan reklamowy rodem z Demotywatorów: wczoraj wieczorem rozebrała mnie piękna i potężna kobieta. Na imię miała Grypa i będzie ze mną przez najbliższy tydzień
Dziwka jedna (uwaga własna). Chociaż mnie powinien rozebrać Gryp, czyli jeden dziwek.
Image Hosted by ImageShack.us
Dokładnie takie latają mi przed oczami.
Image Hosted by ImageShack.usW zasadzie to tyle w temacie, bo co jeszcze mogę napisać? Że łeb mnie naparza? Że nie mam siły iść do kibla? Każdy, kto miał kiedyś grypę, wie, z czym to się je (a właściwie nie je, bo nie ma się apetytu), a ten, kto nigdy grypy nie miał, może sobie zajrzeć na Wikipedię. W każdym razie doszliśmy do jedzenia: apetyt czy nie, proponuję bombowy przepis. Będzie to bomba witaminy C, czyli:


Pasta z pigwy

Składniki:
·      1,5-2 kg pigwy,
·      cukier (ja użyłam ok. 1 szklanki, może dwie, ale chciałam, żeby pasta była dość kwaśna),
·      2 litry wody.

Image Hosted by ImageShack.us 
Pigwę myjemy, kroimy, pozbywamy się pestek. Chwała bogom, że nie trzeba jej jeszcze obierać, bo samo krojenie i pestkowanie tego cholerstwa jest torturą na miarę Inkwizycji. Mnie zajęło to godzinę (a wtedy byłam w pełni sił i zdrowia!).

Image Hosted by ImageShack.us 



Jak uda nam się przejść przez to urocze zajęcie, płuczemy pigwę z resztek pestek i kroimy na drobne kawałki. 
Image Hosted by ImageShack.usZalewamy pigwę wodą i gotujemy ok. 20 minut – aż owoce zmiękną. Odcedzamy, ale nie pozbywamy się tej wody, w której gotowała się pigwa! Wystarczy zmieszać ją z miodem i cukrem i mamy rewelacyjny dodatek do herbaty. Lepszy od cytryny, bardziej wytrwany i aromatyczny. Cudo.

Wracając do owoców: odcedzoną pigwę wkładamy do garnka, rozgniatamy (np. tłuczkiem do ziemniaków), dodajemy cukier (tak, jak mówiłam: ja lubię kwaśną pastę, dałam więc niewiele cukru, ale ogólna zasada jest taka, że daje się kilogram cukru na kilogram owoców) i gotujemy pigwę na niewielkim ogniu przez 15 minut. Następnie wylewamy masę na blachę wyłożoną papierem do pieczenia i zostawiamy, żeby wyschła. Po kilku dniach (!) przekładamy na drugą stronę, a jak wyschnie i z tej drugiej strony, kroimy, pakujemy ją w świeży papier i wkładamy do lodówki. Dodajemy do ciast, serów, mięs i cieszymy się nie tylko egzotycznym (choć tak polskim!) smakiem, ale i polem minowym, które zakładamy w naszym organizmie przeciwko kolejnym wirusom.



No to smacznego i zdrowia. Mam nadzieję, że za tydzień pojawię się z normalnym odcinkiem, a jeszcze większą nadzieję, że za trzy miesiące nie będę miała powtórki z rozrywki w formie grypiego odcinka. Niemniej: do zobaczenia!