poniedziałek, 20 lutego 2012

Królowa Śniegu i dwa ciasta na bazie białek

Był sobie kiedyś zły czarodziej, który stworzył zwierciadło, zniekształcające świat. W zwierciadle tym wszystko wydawało się brzydkie i wypaczone, a tylko rzeczy złe pokazywały się jako doskonałe. Czarodziej miał pomagierów, którzy podsuwali to zwierciadło ludziom, a każdy kto w nie zajrzał, już nie potrafił dostrzegać piękna. Wreszcie czarodziej postanowił, że do zwierciadła zajrzą Bóg i Aniołowie, ale podczas lotu do nieba zwierciadło wysunęło się z rąk pomocników, spadło na ziemię i roztrzaskało się na drobne okruszyny. Drobiny te wpadały później ludziom do oczu i serc, i zatruwały je na zawsze. Dzięki temu na świecie mogła zatriumfować zła Królowa Śniegu, zamrażająca swoimi pocałunkami miłość, tkwiącą w ludziach. A jednak miłość zawsze potrafi zwyciężyć. „Wszystko kocham serca biciem, a przestanę chyba z życiem” => ? 
Bajka ta jest niewątpliwie jedną z najpiękniejszych, jednak zamiast tego „ziarna prawdy”, które miało tkwić we wszystkich bajkach, jest ona jedną wielką ucieczką przed prawdą. Bo co, jeśli takiego wypaczającego świat zwierciadła nigdy nie było? A ludzie podziwiają zło i szpetotę – bo taka jest ich natura? Co, jeśli prawdziwe Piękno nie leży nigdzie na wierzchu i to, co widzimy dookoła, w tym jakby krzywym zwierciadle, jest po prostu naszą rzeczywistością? I co jeśli ta podła Królowa Śniegu jest obrazem kobiety spragnionej ciepła i miłości, ale szukającą ich w sposób zniekształcony, właśnie ze względu na to, że cały świat pragnie tylko zła? Może szpetota i zło tkwią w nas samych i tego, że nie potrafimy kochać, nie należy usprawiedliwiać szklanym okruchem, tkwiącym w naszych sercach.

A swoją drogą, to nigdy nie mogłam zaakceptować obrazu Królowej Śniegu jako jednego wielkiego sopla lodu. Wszystko białe i zaszronione: biała gęba, białe usta, białe rzęsy, białe futro…, strach się bać, co jeszcze. A przecież w zimie tkwi coś, co można nazwać oczekiwaniem na ciepło. Kiedy wchodzi się zimą do lasu, ma się wrażenie, że wszystko dookoła przyczaiło się i czeka na jakiś cieplejszy podmuch, że przy byle cieplejszym muśnięciu to wszystko stopnieje i stanie się przyjazne.
Dlatego ja widzę Królową Śniegu jako postać z włosami w kolorze zimowego słońca – niby białymi, a jednak z jakimiś cieplejszymi promieniami. W białej sukni i futrze w kolorze zamrożonej kory, z białą twarzą, czymś czarnym jak zamrożona ziemia i przede wszystkim z krwiście czerwonymi ustami – symbolem tęsknoty za ciepłem.

No dobra, ad rem, bo się tu jakoś niepodobnie do tego co zawsze zrobiło. Jeszcze pomyślicie, że i w takim cyniku jak ja siedzi coś miłego. Przechodząc zatem do spraw kulinarnych, mimo wszystko nie opuszczamy całkiem tematu Królowej Śniegu. Dziś bowiem wykorzystamy 16 białek, które zostały nam z Tłustego Czwartku i zrobimy śnieżnobiały sernik oraz czarno-biały makowiec. Proponuję zacząć od ciasta makowego, bo robi się szybciej. A więc:

Ciasteczkowy irysek

Składniki:
  • 7 białek (czyli szklanka),
  • 1 szkl. niemielonego maku,
  • ½ kostki masła (ok. 125 g)
  • 1 szkl. mąki,
  • 1 szkl. cukru, 1 cukier waniliowy,
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia,
  • 1 szkl. cukru pudru
  • sok z mniej więcej połowy cytryny.

Dlaczego ciasto to nazwane zostało ciasteczkowym iryskiem? Bo jego smak kojarzy mi się z makowymi cukierkami-iryskami, które jako dziecko dostawałam podczas wypraw na bazary. Moja osobista opinia jest taka, że jest to najlepsze ciasto świata – choć może to wpływ mojego szmergla na punkcie maku. Niemniej nigdy żadne ciasto nie smakowało mi tak jak to. A oto, jak łatwo je przyrządzić:

Masło rozpuszczamy i odstawiamy do wystudzenia. Pianę z białek ubijamy na sztywno. Do ubitych białek dodaje się wszystkie składniki i miesza delikatnie mikserem. (Miałam spore wątpliwości odnośnie tego maku – bo jak to tak?, prosto z opakowania, bez namaczania, parzenia ani niczego? A jednak! Dzięki takiemu zastosowaniu przy każdym kęsie czuć ziarenka maku, ciasto się nie rozpada i jest tak rozkoszne w smaku, że ach.)   
Blachę tortową wykłada się papierem do pieczenia i ciasto piecze się pół godziny w temp. 200 stopni. Pod koniec pieczenia można wykałaczką sprawdzić, czy ciasto jest już upieczone w środku. Jeśli wyciągamy suchą wykałaczkę – to jest dobre, a jeśli nie, to wyłączamy piekarnik, żeby ciasto nie spaliło się z wierzchu i zostawiamy je w tym nagrzanym wnętrzu przez jakieś 5 minut. 

Kiedy ciasto wyjmiemy już z pieca, a ono trochę przestygnie – przekrawamy je na pół i smarujemy lukrem. Lukier robimy ze szklanki cukru pudru zmieszanej z sokiem z cytryny. Składamy ciasto, po wierzchu smarujemy je resztką lukru i posypujemy cukrem pudrem (najlepiej przez sitko). Ten cytrynowy lukier w środku nadaje całemu ciastu zupełnie wyjątkowego posmaku. 
Zachwycające, wspaniałe ciasto, godne najbardziej wyrafinowanego podniebienia.

Białkowy sernik

Składniki:
  • 6 białek,
  • ½ szklanki cukru, 1 cukier waniliowy,
  • 1 kg sera (najlepiej twarogowego, niewymagającego już mielenia),
  • odrobina skórki pomarańczowej.

Ubijamy pianę z białek z cukrem. Ubijamy ją możliwie sztywno, trzeba pamiętać, że jeśli do białek wsypie się od razu cały cukier, to piana nigdy nie będzie idealnie sztywna – ale praktyka pokazuje, że to nie szkodzi. Pianę mieszamy z serem – wygląda to prześlicznie, bo całość jest śnieżnobiała. Dokładamy skórkę pomarańczową i mieszamy do połączenia się składników. 

 


Masę przelewamy do blachy i pieczemy około 1,5 godziny w temp. 160 stopni. Teoretycznie sernik wyrasta, potem opada i wtedy pod koniec pieczenia można go przykryć folią, żeby pozostał bielutki. 


Ja przyznam się szczerze, że po pół godzinie zobaczyłam w piekarniku wciąż rosnącego grzyba atomowego. Cholerstwo wyrosło mi tak, że w panice otworzyłam piekarnik, licząc na to, że jak się dostanie do niego chłodne powietrze, to sernik opadnie – ale nie chciał. Nie wiem, co mu odbiło, folią mi się go nie udało przykryć i z wierzchu jest złocisty, ale efekt smakowy – rewelacja. Jest bardzo puszysty, jakby lekko kremowy, bardzo delikatny w smaku i dość mocno sycący. Polecam.

No to białkowe szaleństwo mamy z głowy. Weszło nam to wszystko trochę w paradę Światowego Dnia Kota (17 stycznia), który też należałoby jakoś ufetować, ale białka nie mogły nam leżeć w lodówce w nieskończoność! Dlatego następny odcinek będzie opóźniony w stosunku do kalendarza, ale już teraz zapowiadam, że warto na niego zaczekać!
A tymczasem: smacznego ciasta. I niech biel będzie z Wami!

PS. To jeszcze coś na dokładkę do rozważań o Królowej Śniegu.

Bezuczuciowa, wciąż na nowo niemoralna,
przez ogół nazywana całkiem jednoznacznie
mało przychylnym mianem „kobieta fatalna”,
co jednak tak łatwo jest zrozumieć opacznie.
Za jej fatalnością od zawsze podążają
zauroczeni chłodem złej Królowej Śniegu
ślepcy, którzy patrzą i wciąż nie dostrzegają
kierunku jej cicho zasmuconego biegu.
Ona wciąż jedynie marzy o ciepłej dłoni,
która stopi w jej smutnym sercu okruch lodu,
płatki śniegu z białego jej czoła odgoni
i wskaże drogę do kwitnącego ogrodu.
Lecz każdy pragnie tajemnicy oraz zimna;
przecież nowo stopniały lodowiec by sprawił,
że stałaby się dla ludzi tak mało „inna” –
to  jej serce okruch lodu naprawdę zranił.
I na tym polega tajemnicy bezwładność,
że obiecuje siłę i swą mocą mami,
a powoduje tylko życiową bezradność
u ludzi z zawsze pochylonymi głowami.
Cóż przyjdzie z tego, że nazywana Królową
jako pokarm ma podziw wciąż nieustający?
Lecz nocą ma jedynie poduszkę śniegową,
rano natomiast – za uśmiechem – płacz dławiący.

2 komentarze:

  1. uwielbiam czerwone usta:)
    ten sernik mnie intryguje, będę musiała wypróbować:)
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ;)
      A sernik z każdym kolejnym razem smakuje mi coraz bardziej :) Nie wiem, jak on to robi, że w proporcjach 1kg sera - pół szklanki cukru jest taki słodziutki!
      Swoja drogą to "upgrade'owałam" ten sernik na makosernik: http://barkuchnia.blogspot.com/2012/12/wigilijna-dziewczyna-z-zapakami-i-jej.html - to będzie czwarte ciasto :)

      Usuń