Święta to taki
dziwny radosno-depresyjny czas. Z jednej strony nie sposób nie uśmiechnąć się z
rozrzewnieniem, kiedy po domu zaczyna roznosić się zapach ulubionych,
kojarzących się z dzieciństwem potraw (zupa grzybowa, pieczona gęś, sernik…),
zmieszany w dziwną kompozycję z pastą do podłóg i zapachem choinki*.
Z drugiej strony
jest to okres, w którym notuje się najwięcej samobójstw. Mówi się o
wyniszczającej samotności, która właśnie w ten rodzinny czas jest najbardziej
przygnębiająca. Tylko czy samotność jest wtedy, gdy siedzimy z daniem z
mikrofali na kolanach, jako jedyne towarzystwo mając telewizor, ukazujący
roześmiane rodziny, czy może wtedy kiedy siedzimy przed telewizorem z rodziną,
która nas na każdym kroku wkurwia?
Niech każdy sam
sobie na to odpowie. Bo ilu z nas naprawdę lubi swoją rodzinę i czuje się z nią
związany – zamiast odczuwać, że nie można nic szczerze powiedzieć, bo rodzina
nie zrozumie? I że ten czas, który spędza się z rodziną jest zmarnowany, bo
siedzenie przed telewizorem z grupą irytujących ludzi nie rodzi poczucia
bliskości, lecz raczej smutną samotność. Ktoś kiedyś mądrze powiedział, że
prawdziwą samotność odczuwa się w tłumie, ale warto te słowa uzupełnić o to, iż
z kolei najtragiczniejsza samotność jest wtedy, gdy znajdujemy się w tłumie
ludzi, którzy powinni być nam bliscy.
I te grupy obcych
sobie ludzi wydają ostatnie pieniądze na prezenty, do upadłego stoją przy
garach i myją okna dla Jezusa – po to, by ostatecznie marzyć o końcu tych
przeklętych Świąt!
A jeśli jeszcze
uświadomimy sobie, że jest zima, że mnóstwo zwierząt nie ma schronienia, nie ma
co jeść i marznie, że w kartonach zamarzają całe rzesze ludzi, a w Domach
Dziecka też znajdują się tysiące stworzeń, których nikt nie chce i nie kocha –
cóż, człowiek zaczyna wątpić.
Jest taki wiersz
Szymborskiej, zresztą jeden z najbardziej przejmujących Jej wierszy:
Dzień
upalny, psia buda i pies na łańcuchu.
Kilka
kroków opodal miska pełna wody.
Ale
łańcuch za krótki i pies nie dosięga.
Dodajmy
do obrazka jeszcze jeden szczegół:
nasze
o wiele dłuższe
i
mniej widzialne łańcuchy,
dzięki
którym możemy swobodnie przejść obok.
Ten wiersz doskonale
można odnieść do okresu świątecznego. Każdy z nas ma takie łańcuchy, które
pozwalają nam przejść „obok” – ale czy one są czymś złym? Bez nich albo byśmy
zwariowali, cierpiąc z powodu bólu całego świata, albo… stalibyśmy się dobrymi
ludźmi.
Ja w każdym razie przechodzę
obok i przyznaję się do tego z całym bezwstydem. Uwielbiam Święta. Mam to
szczęście, że spędzam ten okres z trojgiem ludzi, których kocham i z całym
naszym zwierzyńcem i jest to dla mnie jedyny w roku czas, w którym zapominam o
zewnętrznym świecie. Wyłączam Weltschmerz
i rozkoszuję się choinką, ciepłem, filmami z całego roku, futrzastymi kulkami,
które nie mogą się już ruszać, bo pożarły za dużo kaczki i kremu z tortu. I
wraz z rodziną objadam się potrawami, na które czekam cały rok. Święta są więc
dla mnie najszczęśliwszym czasem w roku i w tym miejscu chciałabym i Wam życzyć
takich rozkosznie spokojnych Świąt.
No. Trochę mi długi
ten tekst wyszedł, ale że Święta mamy tylko raz do roku, to co tam, można sobie
pozwolić. À propos pozwalania sobie: dziś przepisy
na 4 świąteczne ciasta!
1.
Tort makowy
No to jest absolutny
hicior, najlepszy tort świata i mój osobisty nr 1, po prostu ciasto
wszechczasów.
Składniki:
Podstawa:
·
6 jajek,
·
puszka (850 g) masy makowej,
·
1,5 szkl. mąki,
·
¾ szkl. cukru, cukier waniliowy,
·
1 łyżeczka proszku do pieczenia.
Jajka ubijamy z
cukrem na puszystą masę, dodajemy do nich mąkę z mieszaną z proszkiem do
pieczenia i mak. Miksujemy. Pieczemy blisko godzinę w temp. 180 stopni (trzeba
sprawdzać mak drewnianym patyczkiem, czy jest już suchy w środku).
Przesączenie:
·
1 kieliszek alkoholu,
·
½ l wody,
·
trochę cukru (tak ze dwie łyżki).
Krem:
·
1 szkl. mleka,
·
1 szkl. cukru,
·
1 budyń waniliowy lub śmietankowy,
·
2 żółtka,
·
1,5 kostki masła (ma nie być z lodówki!),
·
2 szkl. orzechów (najlepiej laskowych).
¾ szklanki mleka
wlać do garnka, wsypać cukier, podgrzać. Resztę mleka wymieszać z budyniem i
wlac do gorącego mleka. Wymieszać i wmiksować żółtka. Odstawić do ostudzenia.
Zmiksować orzechy.
Przestygniętą masę połączyć z orzechami i masłem.
Zimne blaty
(najlepiej na następny dzień) kroimy na trzy (czasem nawet na cztery).
Nasączamy i przekładamy kremem orzechowym.
Polewa i dekoracja:
·
ćwiartka masła,
·
2 mleczne czekolady,
·
bakalie do dekoracji.
Czekolady
rozpuszczamy z masłem i oblewamy tort. Dekorujemy według uznania, ja
najbardziej lubię wianuszek z włoskich orzechów i migdały.
Jest to bomba
kaloryczna, która smakuje jak nic na świecie. Warto czekać rok na ten smak,
który kocha się z językiem, a podniebienie zamienia w mięciutką rozkosz.
2. Tort czekoladowy
z owocami
Na ten
tort w zasadzie dawałam już przepis, ale tym razem pozwolę sobie
zaprezentować nieco inną konfigurację.
Składniki:
Ciasto:
·
2 gorzkie czekolady (co najmniej 60% kakao),
·
kostka masła,
·
3 łyżki kakao,
·
1 łyżka rozpuszczalnej kawy i ½ szkl. wody,
·
1 szkl. mąki,
·
szczypta soli,
·
½ łyżeczki proszku do pieczenia, ¼ łyżeczki sody oczyszczonej,
·
blisko 2 szkl. brązowego cukru,
·
3 jajka,
·
5 łyżek maślanki.
Rozpuścić czekoladę
z masłem, a kawę w wodzie i dodać do czekolady. Nie podgrzewać za bardzo masy.
Proszki, czyli mąkę,
sól, proszek do pieczenia, sodę, kakao i cukier połączyć z roztrzepanymi (nie
ubitymi) jajkami i dodać maślankę. Całość wymieszać z masą czekoladową. Ciasto
pieczemy ok. 1,5 godziny w temp. 160 stopni.
Przełożenie:
·
dżem owocowy (ja mam w tym roku kwaśną pastę z pigwy, ale dobre są wszelkie
owoce leśne),
·
2 gorzkie czekolady,
·
1 szkl. śmietany kremówki,
·
2 łyżki brązowego cukru.
Zimne ciasto kroimy
na blaty. Podgrzewamy śmietanę kremówkę razem z cukrem prawie do zagotowania i
rozpuszczamy w niej czekoladę. Każdy blat polewamy taką masą i smarujemy
dżemem.
Polewa:
·
ćwiartka masła,
·
2 białe czekolady,
·
owoce.
Masło rozpuszczamy z
czekoladą, polewamy tort, dekorujemy owocami. Ja użyłam mrożonych malin.
I kolejna rewelacja.
Rany boskie, jak ja przytyję w te święta! Ale jak tu nie skusić się na tę
czekoladowo-owocową, biało-czarną rozkosz?
3. Fuga
Składniki:
3 szkl. mąki,
¾ szkl. cukru,
1 łyżeczka proszku
do pieczenia,
3 żółtka i jedno
całe jajko,
kostka masła.
Do tego:
·
słoik dżemu (według uznania: truskawkowy, ananasowy, wiśniowy, jagodowy –
co kto lubi),
·
orzechy włoskie, skórka pomarańczowa, bakalie jakie kto lubi.
Zagniatamy ciasto.
Rozwałkowane wykładamy na wysmarowaną masłem i posypaną bułką tartą blachę. Na
cieście rozsmarowujemy dżem, wysypujemy bakalie.
Układamy ozdobną kratkę z
ciasta.
Pieczemy aż ciasto
będzie rumiane (pewnie jakieś 20 minut, góra pół godziny) w temp. 175 stopni.
Podajemy na drugi, a najlepiej trzeci dzień, kiedy ciasto skruszeje. Jest ono
tak znakomite, że aż brak słów.
4. Makosernik
Na sam sernik
też już dawałam przepis, ale umiejętne łączenie różnych technik to połowa
sukcesu!
Składniki:
Spód:
·
herbatniki
(200-300 g),
·
trochę masła
(tak ze trzy łyżki),
·
sok z
cytryny (lub z malin, które przeznaczaliśmy do tortu czekoladowego).
Z kolei taki spód
wykorzystywałam w odcinku „Barbara w Krainie Czarów”. Ech, wtórność mi się
wkrada! Tak czy tak: herbatniki rozkruszamy i mieszamy na jednolitą masę z
masłem i sokiem z cytryny.
Masa makowa:
wykorzystajmy wiedzę z
makowego tortu!
·
½ - ¾ puszki
masy makowej (lepiej ¾),
·
3 jajka,
·
¾ szkl.
mąki,
·
niecałe pół
szkl. cukru,
·
½ łyżeczki
proszku do pieczenia.
Jak wyżej: jajka ubijamy z
cukrem na puszystą masę, dodajemy do nich mąkę z mieszaną z proszkiem do
pieczenia i mak. Miksujemy. Blaszki (trzy „chlebowe” lub dwie tortowe)
wykładamy papierem do pieczenia i do każdej wkładamy herbatniki, a na nie
wykładamy mak. Na mak wylewamy masę serową, którą robimy według tego, co
poniżej.
Masa serowa:
- 5 białek (zostały nam z
poprzednich ciast),
- ½ szklanki cukru, 1 cukier waniliowy,
- 1 kg sera (najlepiej twarogowego,
niewymagającego już mielenia),
- skórka pomarańczowa.
Ubijamy na sztywno pianę z białek z cukrem i mieszamy ją
z serem. Dokładamy skórkę pomarańczową i mieszamy do połączenia się
składników. Masę przelewamy na mak.
Całość pieczemy około 1,5 godziny w temp. 160 stopni.
W tym momencie jestem w stanie już tylko mruczeć z
rozkoszy. Zatem już tylko ostatecznie wymruczę: smmmmmmacznego!