

Po raz drugi sięgnęłam po nią, kiedy już nieco posunęłam się w latach – i wniosek nasuwa się sam: albo dziecinnieję z wiekiem, albo jestem żeńskim odpowiednikiem Benjamina Buttona. Bo im starsza jestem, tym więcej odbieram wrażeń znanych podobno tylko dzieciom i tym częściej zastanawia mnie to, że inni dorośli przechodzą obojętnie obok kapeluszy. Ba, że widzą kapelusze tam, gdzie ich nie ma!

Wiem, wiem, aż
chciałoby się wykrzyknąć „stara a głupia!”. Możecie to nazywać i głupotą, ja
jednak wiem, że i mnie Mały Książę zrobił nieładnego psikusa, bo i ja śmieję
się patrząc na gwiazdy. (A poza tym maluję okropne bohomazy – jak widać na
załączonych obrazkach.)



W tym nastroju postanowiłam odświeżyć smak dzieciństwa i przygotować coś na bazie biszkoptów. Swoją drogą, co jest z tym, że praktycznie wszystkie dzieci pasione są w dzieciństwie biszkoptami? Czyżby to było zaprogramowane od początku tak, żeby w przyszłości ten smak kojarzył się właśnie z dzieciństwem?
W każdym razie oto:
Biszkoptowe muffinki
Małego Księcia
Małego Księcia
Składniki:
- 6 jajek (białka / żółtka),
- 1 szkl. cukru,
- 1 szkl. mąki,
- 1 łyżeczka proszku do pieczenia,
- wiórki kosowe I bakalie (skórka pomarańczowa, orzechy, śliwki czy co tam).

Oddzielone od żółtek białka ubijamy na sztywno, pod koniec dodajemy szczyptę soli, a kiedy piana jest sztywna, stopniowo dosypujemy cukier. Następnie dodajemy żółtka, a potem masę mieszamy drewnianą (!) łyżką z mąką i proszkiem do pieczenia. Masa ma być gładka i puszysta.


Dodajemy bakalie i wylewamy w muffinkowe foremki. Ciasto posypujemy wiórkami kokosowymi i wstawiamy na jakieś 30 minut do piekarnika nagrzanego do 180 stopni (trzeba pilnować, żeby ciastka się nie spaliły).

I powstają nam takie
złociste czuprynki, niby złote gwiazdki, mrugające szelmowsko w tym przełomowym
momencie. W tym uroczystym momencie chciałabym życzyć Wam, żebyście i Wy
znaleźli swoją gwiazdkę, do której będziecie się mogli uśmiechać.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz