Dlaczego kapelusz miałby przerażać? Jest to pytanie,
które – odkąd po raz pierwszy świadomie przeczytałam „Małego Księcia” – często
mnie zastanawia. Zanim jednak rozwinę tę myśl: mała uwaga. Po raz
pierwszy-pierwszy „Małego Księcia” czytałam, gdy miałam jakieś siedem lub osiem
lat. Jakby nie patrzeć – byłam wówczas dzieckiem. I zupełnie nie zrozumiałam
tej książki.
Po raz drugi sięgnęłam po nią, kiedy już nieco posunęłam się w latach – i wniosek nasuwa się sam: albo dziecinnieję z wiekiem, albo jestem żeńskim odpowiednikiem Benjamina Buttona. Bo im starsza jestem, tym więcej odbieram wrażeń znanych podobno tylko dzieciom i tym częściej zastanawia mnie to, że inni dorośli przechodzą obojętnie obok kapeluszy. Ba, że widzą kapelusze tam, gdzie ich nie ma!
Wiem, wiem, aż
chciałoby się wykrzyknąć „stara a głupia!”. Możecie to nazywać i głupotą, ja
jednak wiem, że i mnie Mały Książę zrobił nieładnego psikusa, bo i ja śmieję
się patrząc na gwiazdy. (A poza tym maluję okropne bohomazy – jak widać na
załączonych obrazkach.)
Pomysł na to, by
Sylwestrowy wieczór połączyć z „Małym Księciem” jest może, hm, nieoczywisty.
Ale tylko na pierwszy rzut oka. Bo przecież „dobrze widzi się tylko sercem”. A
kiedy już spojrzy się w ten właśnie sposób, może okazać się, że Sylwester to
moment powitania czegoś nowego, oglądanie zachodu pewnego słońca i stanięcie
przed perspektywą kolejnej podróży. Żegnamy stare, oswajamy nowe, ale tylko od
nas zależy, czy zrozumiemy, co jest naprawdę ważne i czy za godne wyjaśnienia
uznamy to, dlaczego kwiaty zadają sobie tyle trudu dla wytworzenia kolców, które
nie służą do niczego?
W tym nastroju postanowiłam odświeżyć smak dzieciństwa i przygotować coś na bazie biszkoptów. Swoją drogą, co jest z tym, że praktycznie wszystkie dzieci pasione są w dzieciństwie biszkoptami? Czyżby to było zaprogramowane od początku tak, żeby w przyszłości ten smak kojarzył się właśnie z dzieciństwem?
W każdym razie oto:
Biszkoptowe muffinki
Małego Księcia
Małego Księcia
Składniki:
- 6 jajek (białka / żółtka),
- 1 szkl. cukru,
- 1 szkl. mąki,
- 1 łyżeczka proszku do pieczenia,
- wiórki kosowe I bakalie (skórka pomarańczowa, orzechy, śliwki czy co tam).
Oddzielone od żółtek białka ubijamy na sztywno, pod koniec dodajemy szczyptę soli, a kiedy piana jest sztywna, stopniowo dosypujemy cukier. Następnie dodajemy żółtka, a potem masę mieszamy drewnianą (!) łyżką z mąką i proszkiem do pieczenia. Masa ma być gładka i puszysta.
Dodajemy bakalie i wylewamy w muffinkowe foremki. Ciasto posypujemy wiórkami kokosowymi i wstawiamy na jakieś 30 minut do piekarnika nagrzanego do 180 stopni (trzeba pilnować, żeby ciastka się nie spaliły).
I powstają nam takie
złociste czuprynki, niby złote gwiazdki, mrugające szelmowsko w tym przełomowym
momencie. W tym uroczystym momencie chciałabym życzyć Wam, żebyście i Wy
znaleźli swoją gwiazdkę, do której będziecie się mogli uśmiechać.
I zawsze: smacznego!
Bo to nieodłączna część radości życia!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz