
Dziwka jedna (uwaga własna). Chociaż mnie powinien rozebrać Gryp, czyli jeden
dziwek.
![]() |
Dokładnie takie latają mi przed oczami. |

Pasta z pigwy
Składniki:
· 1,5-2 kg
pigwy,
· cukier (ja
użyłam ok. 1 szklanki, może dwie, ale chciałam, żeby pasta była dość kwaśna),
· 2 litry
wody.

Pigwę myjemy, kroimy, pozbywamy się pestek. Chwała bogom, że nie trzeba jej jeszcze obierać, bo samo krojenie i pestkowanie tego cholerstwa jest torturą na miarę Inkwizycji. Mnie zajęło to godzinę (a wtedy byłam w pełni sił i zdrowia!).

Jak uda nam się przejść przez to urocze zajęcie, płuczemy pigwę z resztek pestek i kroimy na drobne kawałki.
Wracając do owoców: odcedzoną pigwę wkładamy do garnka,
rozgniatamy (np. tłuczkiem do ziemniaków), dodajemy cukier (tak, jak mówiłam:
ja lubię kwaśną pastę, dałam więc niewiele cukru, ale ogólna zasada jest taka,
że daje się kilogram cukru na kilogram owoców) i gotujemy pigwę na niewielkim
ogniu przez 15 minut. Następnie wylewamy masę na blachę wyłożoną papierem do
pieczenia i zostawiamy, żeby wyschła. Po kilku dniach (!) przekładamy na drugą
stronę, a jak wyschnie i z tej drugiej strony, kroimy, pakujemy ją w świeży
papier i wkładamy do lodówki. Dodajemy do ciast, serów, mięs i cieszymy się nie
tylko egzotycznym (choć tak polskim!) smakiem, ale i polem minowym, które
zakładamy w naszym organizmie przeciwko kolejnym wirusom.
No to smacznego i zdrowia. Mam nadzieję, że za tydzień
pojawię się z normalnym odcinkiem, a jeszcze większą nadzieję, że za trzy
miesiące nie będę miała powtórki z rozrywki w formie grypiego odcinka.
Niemniej: do zobaczenia!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz