środa, 11 kwietnia 2012

Gra o tron. Ale przepis dobry…


Winter is coming





Zima nadchodzi…
Krew i ogień…
Bóg, Honor, Ojczyzna…, znaczy ten, Rodzina, Obowiązek, Honor…
… i inne bzdury. A nasza jest wściekłość.





 
„Gra o tron”. Jakiż to jest durny serial. Na pochwałę zasługuje w nim jedynie podziwu godna inwencja scenarzystów, którzy skrupulatnie poprawili książkę, na podstawie której serial powstał, i zadbali o to, by wartka akcja przeistoczyła się w puste sceny brzmiące jak najbardziej patetycznymi tekstami. Za przykład może służyć pierwszy z brzegu cytat, jak choćby: Nocne piękności bledną o świcie, a ojciec wyrzeka się rano dzieci spłodzonych nocą po pijanemu.
Chwila oddechu na przetrawienie głębokiego tego tekstu, w czasie której uświadomimy sobie jeszcze jedną fascynującą rzecz. Mianowicie: te najbardziej nadmuchane frazesy padają – jakżeby inaczej – w czasie dmuchania. Autorzy serialu znaleźli bowiem dość niekonwencjonalny sposób na przedstawienie licznych, bardzo licznych postaci: kolejnych bohaterów poznajemy najczęściej w czasie spółkowania – z rodzeństwem, kimś tej samej płci lub z kimś, komu się za taką spółkę płaci. „W trakcie” bohaterowie są bardzo rozmowni i im „gorętsza” się robi atmosfera, tym „głębsze” myśli wygłaszają. Może i zresztą sama w sobie sapiąca rozmowność na potępienie nie zasługuje… W gruncie rzeczy, to jak się tak porządnie zastanowić, cały zbiór tych scen zasługuje na pochwałę! – bo pokazane są w taki sposób, że seksu odechciewa się na długo. A wiadomo przecież, że wstrzemięźliwość cielesna godna jest pochwał najwyższych.
Przy tym, ile się możemy nauczyć! Dwa sezony zdążyły nam już pokazać na przykład, że ktoś ma uraz do pań parających się najstarszym zawodem świata – bowiem z uporem godnym maniaków prezentowane są nam sceny, w czasie których rzeczone kurwy ćwiczą się w udawaniu rozkoszy. 
O, zgrozo!, „profesjonalistki” nie są w swoich jękach szczere. Z jasnością, przypisywaną zazwyczaj uderzeniu pioruna, uświadamia to nam, że ludzie, a więc i bohaterowie „Gry o tron” są szalenie przewrotni… To znaczy ma uświadamiać. Bo tak naprawdę, to jakimi poznajemy bohaterów w scenie pozałóżkowej, tacy pozostają in saecula saeculorum (na wieki wieków w języku nieumarłym mówiąc). Lannisterowie są źli i okrutni, spychają z wieży siedmiolatków, zabijają niemowlęta, a poza tym aż pcha się na usta, by zmienić sentencję rodu z „Hear Me Roar!” na „co to za rodzina, gdzie brat siostry nie wydyma”; Starkowie czekają na zimę; Targaryen maszeruje sobie przez pustynię, choć już nie tak rześko jak na początku; a reszta wykazuje przebłyski tępoty. A do tego rozmach tej produkcji jest taki, że z raz widzimy zamek z oddalenia, a z całej, dziesięciotysięczniej ekipy khalasaru Dany Targaryen widzimy jakieś siedem osób. Epicko.
To już nie jest „Gra o tron”, ale to, czym to jest, też zaczyna się na G.
(Zamysł artystyczny zdjęć jest prosty: mają pasować do serialu - czyli pokazują bohatera nie wiadomo skąd, który nic nie wnosi, ale dziarsko zmierza po tron).
A oto: Żelazny Tron! Bo na tron, to nawet król chadza piechotą...
Serial budzi niesmak, mdłości i zgagę. Miałam zamiar dopasować jedzenie do tego klimatu, ale po krótkim namyśle stwierdziłam, że należy nam się raczej jakaś rekompensata, coś, co pasowałoby raczej do książki jako rzeczy soczystej, słodkawej, a jednocześnie takiej, w którą można wbić zęby, tak żeby aż sok popłynął. Dlatego proponowana przeze mnie potrawa, to:

Kaczka w pomarańczach z rukolą
Składniki:
  • 1 kaczka (ok. 2 kg),
  • oliwa z oliwek + majeranek + sól + czarny pieprz grubo mielony,
  • 3, 5 pomarańczy,
  • 2 łyżki miodu,
  • czerwona cebula,
  • 3 kostki rosołowe,
  • sałata i rukola.
Kaczkę na dobę przed pieczeniem bardzo porządnie nacieramy oliwą wymieszaną z majerankiem, solą i pieprzem. Wstawiamy do lodówki, a po 24 godzinach przystępujemy do działania. Do kaczki wkładamy pokrojoną cebulę, garść rukoli i wlewamy sok z jednej pomarańczy. 
Kaczkę należy zszyć, a następnie wstawić do brytfanny i wlać do niej litr bulionu (z dwóch kostek). Kaczkę pieczemy w temp. ok. 220 stopni przez przynajmniej dwie godziny. Kiedy bulion dookoła kaczki zaczyna wrzeć, a kaczucha zaczyna nam skwierczeć, polewamy ją mieszanką soku z drugiej pomarańczy i dwóch łyżek miodu (można dodać do takiej mieszanki również trochę rozmarynu, który wspaniale komponuje się z drobiem). Po 15 minutach polewamy ją już bulionem, po kolejnych 15 odwracamy – i tak w kółko. Kiedy widzimy, że bulionu zaczyna już brakować, rozrabiamy ostatnią kostkę rosołową z sokiem z połowy pomarańczy i ¾ szklanki wody i dolewamy do brytfanki. 
Ostatnim etapem jest powrót kaczki do pozycji wyjściowej, polanie jej resztką soku z miodem i obłożenie plasterkami ostatniej pomarańczy. Tak przygotowana kaczka jest, naturalnie, lekko słodkawa, jest soczysta, delikatna i w ogóle pyszna. W parze z nią świetnie idzie sałatka z rukoli i zwykłej sałaty (po prostu: mieszamy liście razem, lekko solimy i dodajemy odrobinę oliwy z oliwek), ponieważ rukola jest gorzkawa. Dla pełni smaku taką sałatkę można polać sosem zlanym z kaczki i zmieszanym z jogurtem naturalnym. A do popicia: czerwone wytrawne wino; które zresztą pozwoli nam na całkowite zmycie niesmaku po serialu…

Mam nadzieję, że nieco zaostrzyłam Wasze apetyty, zepsute zapewne tym, że zbliża się kolejny odcinek „Gry o tron”. Ale nie upadajmy na duchu! W końcu nadchodzi zima i może wymrozi nam to całe tałatajstwo. A my tymczasem cieszmy się tym, co dobre. Smacznego więc i do następnego razu!

21 komentarzy:

  1. Ejze, jakie dwa sezony, drugi dopiero sie zaczal :)
    (A serial lubie i juz. Ze pelen wznioslych tekstow i nie calkiem logiczny? Toz to przeciez fantasy, prawda?)

    OdpowiedzUsuń
  2. Drugi się zaczął, ale zaczął się w taki sposób, że mnie już wystarczy materiału do tego, by go znielubić ;) Ale co też Ty mówisz? Fantasy taka, jaką ja ją znam jest genialna! Właśnie bardzo logiczna, mądra, pełna humoru etc. "Wiedźmin", "Władca pierścieni", cały Pratchett i mnóstwo innych tytułów. A "Gra...", no cóż. Ktoś się gdzieś pogubił, do fantastyki same miecze i jedna animacja smoka nie wystarczają.

    OdpowiedzUsuń
  3. O kuffa... Ty chwalisz "Władcę Pierścieni"?? Robię print screen zanim skasujesz swojego posta :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Chwalę. Film ;p Książkę wiedźmińską. A Pratchetta w całości. A Ty jesteś menda, o :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A Pratchetta łącznie z kreskówką? :>
      A w drugiej kwestii, to wcale że nie i tyle :P

      Usuń
  5. Litości, dziewczyno. Ględzisz o tym, że kiepskie teksty, że nie było bitew, że za dużo chędożenia - przecież tak było w książce! Nie wiem jak można być tak bezmyślnym. Powalający brak logiki i śmieszny to jest Twój wywód o tym, czemu serial Ci się nie podoba, po prostu uśmiałam się do łez. Zero argumentów, jedynie rzucanie pustymi twierdzeniami na zasadzie "bo tak". Jeden przebłysk tępoty goni drugi ;]

    Jak jesteś taka zgorszona to polecam poprzestać na oglądaniu "Klanu".

    Poza tym - a jednak serial skłonił Cię do zaczęcia książki. Więc nie jest tak zły, jak go oceniłaś. No, ale to kolejny 'przebłysk tępoty' ;]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się. A co do "nadmuchanych" tekstów, to widać, że koleżanka miała bardzo małą styczność z fantasy jak i choćby zwykłym MMORPG gdzie taki sposób prowadzenia dialogów jest na porządku dziennym. Owszem, opinia jest jak dziura w dupie i każdy ją ma ale błagam...choć trochę początkowo obeznania w temacie zanim się zacznie szczać na wszystko dookoła...

      Usuń
    2. A czy my mówimy o MMORPG czy o serialu? Co ma jedno do drugiego? Czy żeby oglądać serial, trzeba mieć najpierw podstawę w grach?

      Usuń
    3. Przecież on to podał tylko jako przykład,by pokazać, jak słabo obeznana jesteś z fantasy i tekstami jakich się tam używa ;) równie dobrze mógłby podać książke ''wiedźmin''..czy coś innego.Naprawdę jesteś tak tępa,czy tylko udajesz ?

      Usuń
    4. Teraz mogłabym zapytać, czy to Ty jesteś tak tępa, żeby powoływać się na "Wiedźmina", w którym nie ma ani jednego nadmuchanego frazesu... Ale nie zapytam, bo nie mam zamiaru wdawać się w dyskusję na takim poziomie. Swojego obeznania z szeroko pojętą fantastyką też nie mam zamiaru udowadniać, bo po co? Poziom Twojej wypowiedzi, na który jeszcze raz się powołam, wróży mi, co przeczytałabym w odpowiedzi.

      Usuń
  6. Zachowujecie się tak, jakbym obszczała flagę narodową. Tak jakby zupełnie nieprawdopodobne było nielubienie tego serialu. Argumentów na temat tego, dlaczego go nie lubię, dałam dostatecznie dużo, to nie moja wina, że zamiast czytać moje posty, zarzucasz mi bezmyślność i tępotę. Czego sobie swoją drogą nie życzę. Wszyscy, w czambuł, jak leci, uparliście się, żeby dyskutować o mnie. Myślałam, że pisząc o "Grze o tron" wywołam dyskusję o "Grze o tron". Czyżby serial był jednak tak nieciekawy, że zamiast o nim trzeba rozmawiać o mnie? Fascynujące. W takim razie jednak mają rację Ci, którzy mówili o "popularności".
    Gwoli ścisłości to nie serial skłonił mnie do przeczytania książki.

    PS. Maggie, Misiekh, akcja rozbija się o to, że na Filmwebie zamieściłam link do powyższego tekstu i teraz muszę patrzeć, jak płonie świat. http://www.filmweb.pl/serial/Gra+o+tron-2011-476848/discussion/Jak+ja+nie+znosz%C4%99+tego+serialu!,1899815

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spox, zajrzałem tam na szybko, poziom dyskusji rodem z Onetu, więc równie szybko wyłączyłem ;)
      Swoją drogą jak to jest, że te 10-12 lat temu używanie Internetu zaczynało się od przeczytania netykiety, a jakoś przez ostatnie parę lat nawet samo to słówko zniknęło ze słownika, o jego zastosowaniu w praktyce nie mówiąc? ;)

      Usuń
    2. No widzisz... Najgorsze jest właśnie to, że nie ma możliwości, żeby podyskutować, bo na każdy spokojny argument, który podaję, słyszę mało zróżnicowane określenia mojej osoby. Pfff. Zero kontrargumentacji na temat serialu, tylko teksty na zasadzie: bo twoja łopatka jest brzydsza od mojej, a wiaderka to już wcale nie masz.

      Usuń
    3. Ale problem w tym, że nie podałaś właśnie żadnych rzetelnych argumentów! Przytocz mi proszę chociaż jeden :) Jedyne co widzę to tekst okraszony elokwencją, która ma go czynić niby inteligentnym. Niestety, forma totalnie przerosła treść ;]

      Usuń
    4. Soll, to może ja, zaznaczając na wstępie, że mimo ok. 15 lat siedzenia w fantastyce nie znam w ogóle "GoT" (ani książki, ani serialu), wyliczę argumenty podane przeciwko niej przez autorkę tekstu ;)
      1/ w serialu "zabito" wartką akcję, są za to dłużyzny i nadmiar patosu,
      2/ niesmaczne, nachalne i zbyt liczne sceny seksu,
      3/ (o ile dobrze rozumiem zamysł autorki) dosłowność i traktowanie widza jak idioty - chodzi o sceny "tłumaczące", których przykładem są podane w tekście "treningi aktorskie" dam negocjowalnego afektu ;),
      4/ jednowymiarowe postaci, które nie przechodzą żadnej ewolucji w miarę upływu czasu,
      5/ brak efektów specjalnych, mizerna scenografia, krótko mówiąc - brak wizualnego rozmachu.

      Jak wiadomo, nie to ładne co ładne, ale co się komu podoba. A jedyne argumenty, jakich nie da się odeprzeć, to wg mnie argumenty matematyczne. Może więc ktoś po prostu powinien wybrać np. 5 losowych odcinków i spisać, ile minut poświęcono w nich na seks, ile na patetyczne dialogi, a ile z kolei na pojedynki szermiercze, sceny bitewne, szerokie kadry z efektownymi pejzażami itp. Taka statystyka by albo obaliła, albo podparła zarzuty autorki i sprawa byłaby załatwiona ;)

      Osobiście fantastykę "politykującą" lubię, a przykład chociażby serialu "Battlestar Galactica" (tego nowego, nie tego z Buźką z "Drużyny A" jako Starbuck :D) pokazuje, że można ją robić bardzo efektownie i na epickim poziomie. Jak ktoś nie zna, to polecam poszukać np. na Youtube scenek batalistycznych z tego serialu :). A z książkowych political fiction polecam np. "Małe zielone ludziki" naszego rodzimego Borunia. Rozkręca się dość powoli, ale naprawdę wciąga i ma wszystko, co potrzebne: tajemnicę, akcję, przygody, wielką politykę i na koniec wielki BUM :)

      Usuń
    5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
  7. Misiekh, problem w tym, że zarzuty nr. 1, 2, 4 można równie dobrze postawić autorowi książki. Serial jak wiadomo jest ekranizacją książki (świetną swoją drogą), więc można jedynie mieć pretensje do autora (a to dłużyzny, a to wartka akcja, duuuuużo seksu, i dużo przemocy). Poza tym ciężko po pierwszym sezonie, który jest ledwie zaczątkiem ogromnej serii, spodziewać się ewolucji charakteru postaci! Sorry, ale na te argumenty można jedynie parsknąć śmiechem :) Co do punktu 3 - niestety PLiO to opasłe tomiszcze, więc takich scen nie można było pominąć, ponieważ inaczej widz by nie zrozumiał co się dzieje (hmm, ja tam swoją drogą nie zauważyłam wielu takich scen). Serial i tak wiele pomija z tego co było w książkach, np. nie ma retrospekcji, ani historii, przez co jest bardziej tajemniczy i zaskakujący (mam porównanie z moim chłopakiem - ja czytałam całą sagę, a on nie). Argument 5 - no tutaj tylko można parsknąć śmiechem :) Nie wiem, autorka bloga ma jakieś doświadczenie ze scenografią? Zajmuje się tym? Pracuje na planie seriali, żeby się o tym wypowiadać? Czytała całą sagę? Nie. A brak efektów specjalnych podyktowany jest tym, że póki co nie było scen, gdzie te efekty były by potrzebne, bo to nie jest efekciarskie fantasy, gdzie wszyscy rzucają się kulami ognia i krzyczą "kamehamehaaa!", tylko low dark fantasy, gdzie magii jest bardzo mało (moim zdaniem lepiej). A już najzabawniejszym "zarzutem" jest czepianie są o patetyczne teksty w serialu. Przecież one są żywcem wyjęte z książki! Litości!

    Dlatego też, cały tekst moim zdaniem to pseudo-inteligentny bełkot, który sam żałośnie obnaża swoją pustkę, bezmyślność i brak logiki. Niestety, elokwencja i "trudne słowa" mu nie pomogły.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak mówiłem, nie znam "GoT", więc nie odniosę się do argumentów dotyczących przełożenia książki na serial. Powiem jedynie, że to od scenarzystów zależy, czy ekranizacja zachowa słabe (i mocne) strony pierwowzoru, czy nie. I nie ma powodu, dla którego przy ekranizowaniu książki nie można by jej "poprawić". Bo przecież ekran telewizyjny czy kinowy rządzi się innymi prawami, niż książka, i to co w książce dobre, w filmie (serialu) niekoniecznie musi być warte zostawienia. Przykład: była wielka afera, kiedy Jackson wywalił z "Władcy Pierścieni" Toma Bombadilla. Ale jednak w filmie ta postać wywoływałaby tylko salwy śmiechy na widowni. Bo książka na tym etapie, gdy występuje w niej Bombadill, jest jeszcze ciepłą opowiastką dla starszych dzieci, a film PJ-a jest od pierwszych scen mroczny i "ciężki". I skaczący i śpiewający brodacz w kapeluszu z piórkiem i "modrej kapocie" by tu po prostu nie pasował ;)

      Druga sprawa: czy trzeba być zawodowym kucharzem, by mówić o smaku potraw? Zawodowym architektem, by podziwiać piękne budynki albo komentować nieprzychylnie brzydkie? Designerem, by wypowiadać się o kształcie samochodu? Więc dlaczego trzeba - Twoim zdaniem - być zawodowym scenografem, by wypowiadać się o scenografii w serialu "GoT"?

      Oglądałaś "Beowulfa" z 2005 roku (nie ten animowany komputerowo, tylko ten islandzko-brytyjski z Gerardem Butlerem)? W filmie występuje raptem kilkunastu aktorów, a najdroższym elementem scenografii jest dworzyszcze króla - wielki, drewniany dwór w wikińskim stylu. Ale zastosowano wiele szerokich kadrów, pokazujących surową przyrodę, góry i morze. I w ten sposób stworzono klimat wczesnośredniowiecznych północnych pustkowi.

      A magii w tym filmie jest tyle, że Beowulf walczy z trollem. O ile trolla uznać za magię ;) Żadnych "kamehameh" :P

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    3. Ale tu nie dało się czegoś "poprawiać", poprawiając te rzeczy, których czepia się autorka, powstałby zupełnie inny serial, o zupełnie innych postaciach, zupełnie niezwiązany z PLiO. I tak serial nie jest toczka w toczkę wyjęty z książki, jest względem niej mocno pozmieniany, i jeśli już to ja osobiście tego bym się czepiała, a nie, że odwzorowuje wiernie książkę. Co do scenografii - autorka usilnie stara się udowodnić, że jej nie ma, chociaż jest. Serial dostał nagrody/ nominacje za m.in. kostiumy, charakteryzację, scenografię, prezentację dramatyczną, czyli wszystko to, czego czepia się autorka :) Jak to się dzieje, że wszystkim się podoba, a Jej nie - no i niestety, nie potrafi tego merytorycznie udowodnić. Jak dla mnie cały artykuł dyskwalifikuje i obnaża jego śmieszność już pierwszy akapit (o patetycznych tekstach wypowiadanych przez postaci). Po prostu miszcz! :D

      Ps. Oglądałam "Beowulfa", jednego i drugiego :)

      Usuń
  8. "W serialu "ZABITO" wartką akcję" - to przede wszystkim. Struktura książkowa ma to do siebie, że żeby opisać coś, co patrzącemu na obraz zajmuje kilka sekund, w książce musi to zająć ładnych parę linijek. Od autora i tego, jakim językiem się on posługuje zależy to, czy taki opis będzie się odbiorcy dłużył, czy też nie. Serial również ma swoją strukturę i język, które opierają się na nabudowywaniu dramaturgii. I teraz tak: o ile Martin potrafi nawet opisami poprowadzić akcję w ciekawy i wciągający sposób, to w serialu tego brakuje. Zamiast akcji mamy pogadanki, które choć może i są wyjęte z książki, to jednak rzeczywiście wyjęte są "żywcem". Bo nie obyło się bez skutków ubocznych charakterystycznych dla wiwisekcji. Teksty te może i kapią w jakiś sposób sokiem Martina, są jednak wyrwane z kontekstu i zabite poprzez to, że wypowiadane są ze śmiertelną powagą i przykrym dla widza patosem, podczas - najczęściej - rypania przygodnej dziwki.
    W każdym dobrym serialu ewolucja postaci dokonuje się nie tylko z sezonu na sezon - jeśli serial jest naprawdę dobrze zrobiony, to taka ewolucja może dokonywać się z odcinka na odcinek. I tu znów należy powołać się na budowę dramaturgiczną serialu i elemantarną wiedzę o niej. Tak samo jak elementarna jest wiedza o serialowej scenografii. Jeśli czegoś nie widzę, to tego nie ma, rachunek jest tu tak prosty jak dwa i dwa. Można oczywiście dorobić do tego odpowiednią ideologię, Orwell nam już udowodnił, że dwa i dwa nie zawsze musi być cztery, A Ty, Soll, starasz się udowodnić, że w serialu wcale nie potrzeba scenografii. Że kiedy mamy do czynienia z walką, to wcale nie musimy jej oglądać!, wszak wystarczy, jak kliku bohaterów powie mrocznie i tajemniczo "odbyły się trzy bitwy". W tej kwestii muszę się z Tobą zgodzić: serial w istocie jest tajemniczy. Tylko mnie do pobudzania wyobraźni wystarczy lektura książki, w serialu chcę na własne oczy zobaczyć to, o czy czytałam. I nie chodzi o efekciarstwo, a o efektywność. Wiem, wiem, to znowu nadmiar elokwencji, ale pewne zagadnienia warto rozróżniać. Zatem jedna dobra scena walki, jeden przejazd pokazujący nam pole bitwy, szeroki plan, ukazujący zamek czy miasto. Patrzenie na bliskie ujęcia samych aktorów, którzy opowiadają sobie o sobie nawzajem jest trochę jakby niewystarczajace. I proszę nie raczyć mnie kolejnymi argumentami o niewystarczającym budżecie. Misiekh powołuje się na "Battlestar", ja pozwolę sobie sięgnąć nieco dalej, czyli do polskich komunistycznych seriali: "Zaklęty dwór", "Janosik", "Czarne chmury" - jaki oni mieli budżet? A niczego tam nie brakowało! Pojedynki, pogonie, zamki, komnaty, pejzaże, wartka akcja, miłe dla ucha teksty, dobrzy aktorzy... I nikt nie musiał pokazywać cycków, żeby w serialu aż tętniło od namiętności. Bo namiętność, to nie prostackie chędożenie, to pasja w działaniu, której bohaterom serialowej "Gry o tron" bardzo brakuje.

    PS. Soll, nie wypowiadaj się na mój temat, nie powołuj się na to, co ja przeczytałam, czego nie i czym się zajmuję. A przede wszystkim przestań szafować w stosunku do mnie takimi słowami jak "bezmyślność". Po raz ostatni powtarzam: nie życzę sobie tego. Ja do Twojej umysłowości się nie odnoszę i, z różnych względów, tego nie zrobię. Oszczędź mi więc swoich przemyśleń na mój temat, a skup się raczej na temacie dyskusji.

    OdpowiedzUsuń