wtorek, 17 kwietnia 2012

Barbara dookoła Polski. „Miasto, które boi się zmroku”. I pomysł na schabowe.

KIELCE
Parafrazując Witkacego, na którego wiersz będę się zresztą powoływać:
Kto się za ten tekst obraża, ten się sam za gówniarza uważa.

 















Kiedyś z przyjaciółką zwiedzałyśmy starówkę jednego z austriackich miast. Robiłyśmy sobie zdjęcia i rozmawiałyśmy po polsku, co wzbudziło zainteresowanie jednego z przechodniów – Austriaka. Tenże Austriak zaczął z nami rozmowę, powiedział, że on z kolei chętnie zwiedza Polskę, po czym zainteresował się, skąd jesteśmy. A kiedy wyjaśniłyśmy, że z Kielc, wykrzyknął: „Ach, Kielce! To tam był pogrom żydowski!”. 
Fragment legendy na temat powstania Kielc.
Centralna ulica Kielc
Kielce… Scyzoryki, pogrom żydowski i przysłowie „piździ jak w kieleckim”. A jakby tego było mało, to za punkt honoru postawili sobie Kielczanie pokazanie, że godłem miasta jest świnia. Chciałoby się powiedzieć, że legenda wyprzedza samo miasto, prawda jest jednak taka, że miejsce to prześciga wszelkie wyobrażenia. Można by rzec: „ja myślałem, że to tylko legenda, a ono istnieje naprawdę! Chodu!”.

„A może piękne to jest, ach, miasteczko, i nawet miłe / I niełatwo jest w nim złapać nawet kiłę…”.  Miasto, które ma 200 tysięcy mieszkańców i w którym z jednego kościoła do kolejnego można dojść w 10 minut. Z ilością kościołów zaczyna konkurować jedynie ilość galerii handlowych, które stanowią jednak wyłącznie punkt wycieczkowy – bowiem na kupowanie w nich, brak mieszkańcom funduszy. Kiedy w Kielcach wybudowano pierwszy (i jak dotąd jedyny) piętrowy parking, zorganizowana została wielka feta – żeby parking mógł pobłogosławić biskup. Z parkingu zasadniczo jednak także się nie korzysta, bowiem – jakżeby inaczej – nie ma na to funduszy.
Kielce to naprawdę fascynujące miasto. Na przykład po godzinie 20 trzeba już na siebie bardzo uważać – bo potencjalni przechodnie na ulicach, to ludzie mocno zainteresowani komunikacją telefoniczną: świadczy o tym ich fascynacja cudzymi telefonami. Albo zegarkami. A obiektami napadów i wymuszania haraczy są w Kielcach… sklepy zoologiczne. 


???
Kielce są przepięknie położonym miastem, w samym mieście znajdują się trzy rezerwaty przyrody (Wietrznia, Kadzielnia, Ślichowice), w tym jeden geologiczny, ukształtowany pod koniec ery paleozoicznej. Służy on piciu co tańszych zajzajerów. 
Jak widać pomniki przyrody w Kielcach służą nie tylko spożywaniu wyrobów przemysłu alkoholowego. Zdjęcie z Wietrzni.
Kielce nie omijają też historii najnowszej: w grudniu 2011 została otwarta i pobłogosławiona ulica Prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Błogosławieństwa nie udzielił jednak właściciel posesji przy tejże ulicy: żeby bowiem ją odsłonić, władze miasta postanowiły wtargnąć na teren prywatny, twierdząc, że ten teren wcale prywatny nie jest. W związku z czym wspomniany właściciel w ramach protestu trzyma na balkonie trumnę. 

Miasto to jest karykaturą wszystkich znanych ludzkości miast (poza Radomiem :p ). Ani wieś, ani małe miasteczko, ani tak naprawdę miasto… Kielce.
Resztę powiedział już za mnie Witkacy:
(…) Gdy metafizyk głąb wypiera dowolna wprost namiastka,
A miłość dają tylko, ach, nieszczęsne prostetuty
(Bo krzywych zbrakło już),
A syf i tryper biegną w krok tuż, tuż,
Gdzie zwykła dorożkarska buda zastąpi wszelkie narkotyki świata,
I gdzie jedyne piękno jest: na zgniłych domkach jakaś, proszę pani, wieczorna, ta tak zwana, ach, poświata,
I to wszystko na tle zupełnej nędzy
W smrodzie u jakiejś gospodyni potwornej wprost jędzy,
W ciągłej niepogodzie, co lepsza jest od słońca,
Bo wtedy wszystko zda się bliskim już, ach, końca -
Tak sobie wyobrażam Kielce, symbol, jako szczyt ohydy,
Jako jakiś Paramount najgorszej małomiasteczkowej brzydy.
A może piękne to jest, ach, miasteczko, ach, i nawet miłe
Jedyny w Polsce pomnik Milesa Davisa
I niełatwo jest w nim złapać nawet kiłę... (…)
Gdy beznadziejność dusi jak ohyda i śmierdząca zmora,
Gdy człowiek sobie siebie widzi jako cuchnącego własnym sosem, ach, potwora -
Może to wszystko przejdzie, ach, a może nie,
W każdym razie to jest wszystko bardzo fe.
A do tego napisanie nie krwią, a gównem, bardzo źle.
Ja nie chę tego, nie, nie, nie!

Dlaczego tyle miejsca poświęciłam właśnie Kielcom? Po pierwsze, musiałam wylać z siebie nagromadzony podczas Wielkanocy jad i dopiero teraz mi się to udało. A po drugie… spędziłam w Kielcach 20 trudnych lat i uznałam, że takie epitafium dla mojej przeszłości jest czymś słusznym.
Jad, jako się rzekło, wylany, zrobiłam się głodna. Kielce, jak łatwo się domyślić, nie mają żadnej szczególnie charakterystycznej i typowej potrawy. Jest jednak coś, co je się tam szczególnie chętnie, zwłaszcza w niedzielę lub podczas gościnnych obiadków. Schabowe. A ja zaprezentuję przepis na schabowe rodem z mojego własnego domu.

Schabowe, panierowane pieczarki 
i surówka na bazie selera

Składniki:
  • schab,
  • jajko,
  • śmietana (ew. trochę mleka),
  • jajka,
  • bułka tarta,
  • pieczarki (główki),
  • sól, czosnek granulowany, oliwa do smażenia;

  • pół selera,
  • dwie marchewki,
  • majonez, musztarda, śmietana,
  • sól, cukier.

Plastry schabu rozbijamy i wrzucamy je do mleka lub śmietany wymieszanej z jajkiem, solą i czosnkiem. Tą mieszanką schabowe dokładnie nacieramy i całość wstawiamy na jakieś pół godziny do lodówki. Po tym czasie panierujemy je w bułce tartej i smażymy. Dzięki takiemu wcześniejszemu zmacerowaniu, schabowe są mięciutkie i kruche.



 


Jajko (lub dwa) rozbełtujemy z niewielką ilością soli i kolejno maczamy w nim główki pieczarek, które następnie panierujemy w bułce tartej. A opanierowane smażymy. Banalne, a cudowne w smaku, takie pieczarki przebijają nawet schabowe. Całość podawać z ubitymi ziemniakami, polanymi tłuszczykiem z patelni i z surówką.
Wykonanie surówki również jest łatwiutkie, a to jej smak jest dość kontrowersyjny. Ja uwielbiam, są jednak tacy, którzy na nią kręcą nosem. Tych zapychamy mizerią, a sami ucieramy selera i marchewkę na wiórki, doprawiamy solą i szczyptą cukru, dodajemy po trochu śmietany, majonezu i musztardy i gotowe! Mała uwaga: o dziwo, najlepsze na świecie są majonez i musztarda… kieleckie! Są naprawdę przepyszne.

No! Ukochana potrawa zdecydowanie poprawiła mi humor, następny odcinek może więc pokazać, że i ja potrafię coś lubić i bywać miła! Smacznego zatem i mam nadzieję, że nieco zaostrzyłam Wam apetyty na więcej.

3 komentarze:

  1. Ekhm... http://kwejk.pl/obrazek/1128750/kielce.html

    OdpowiedzUsuń
  2. Do wielbicieli gówniarzy

    Kto się za tego typu poezyję nie obraża
    Niech się sam za gówniarza uważa.

    Przeglądam duchem wszystkich wielbicieli moich twarze
    I myślę sobie, o psiakrew!, czy wszyscy są gówniarze?
    A zwłaszcza kilku najbardziej wiernych!
    (tych gnatem zdzieliłbym po zadzie równo!)
    Takich urzeknie, proszę pani, najohydniejsze nawet gówno!
    Tacy powiedzą, że nawet szmira to jakieś wprost prawdziwe cacy,
    Byle by tylko podpisane było S i I Witkacy!,
    Ach, bo Witkiewicz tak dobry jest i doskonały,
    Że nie wiadomo już, czy nawet on oddawał kały!
    Może on nie srał i nie robił pipi,
    Taki On ach!, genialny jest!

    Ci wielbiciele pełni są bezkrytycznego, ach!, zachwytu,
    Bez względu na to, ach!, czy dzieło wyszło z głowy mej, czy też z odbytu,
    Czy w uniesieniu twórczym umysł mój klarowny był jak jakaś, proszę pani, wieczorna, ta tak zwana, ach!, poświata,
    Czy też mój mózg trawiły wszystkie narkotyki świata,
    Łącznie z odorem dorożkarskich bud i stęchłych bram,
    Które tak dobrze są mi znane, lecz nie z Kielc,
    bo muszę wyznać, ach! że nigdy nie bywałem tam.

    A prawdziwy przyjaciel powiedziałby, Ignacy, pewien utwór ci uwłacza,
    Ja dla twojego dobra takie gówno wrzucę tam gdzie jego miejsce, czyli wprost do sracza,
    To choć od dawna jestem, proszę pani, ten tak zwany zimny trup,
    Takiemu mógłbym nawet wskazać własny grób!

    Ale nie! Znalazł się wielbiciel , baran zatwardziały,
    Co pewien utwór mój, psiakrew! wyłuskał, fuj!, jak gniazdo pluskiew spod powały,
    I ścierwo mi się, proszę pani, wywróciło w grobie,
    Gdy ten wielbiciel gówniarz użył wiersza mego, o psiakrew!,
    By wyblwać z pyska swoje fobie,
    Fobie, którymi zionie jak ohyda i śmierdząca zmora,
    Że człowiek widzieć może go jedynie jako cuchnącego własnym sosem, ach, potwora,
    Więc zamiast śpiewać, ten wielbiciel witrolejem sika w pyski, gębą sra,
    Gdy mu muzyczka skądsiś gra.

    A przecież każdy by się poznał nawet na Borneo lub w Afryce czarnej,
    że w tekście tym są głównie jakieś substytuty marne,
    I tak ohydna wprost intencji małość, forma, ach, wulgarna,
    Gdzie metafizyk głąb wypiera, ach, namiastka wprost koszmarna,
    Że to nie przejdzie, w każdym razie to jest fe,
    A do tego napisane nie krwią, ale gównem, bardzo źle!
    Ja nawet nie chcę tego! ! Nie! Nie! Nie!

    Dlatego błagam wielbicieli moich, och!, psiakrew! gówniarzy,
    Niechaj zamilkną, ach!, ta szmira niech się ze mną nie kojarzy,
    A spośród tych gówniarzy wszystkich, panie Raj,
    Panu zabraniam wielbić siebie naj!,
    Bo niedługo, ach, zapomną wszyscy żem autorem "Matki" oraz "W małym dworku"
    I pamiętać będą tylko o tym grafomańskim, ach, potworku,
    I mnie tak sobie będą wyobrażać - symbol, jako szczyt ohydy,
    Jako jakiś Paramount najgorszej pseudo-literackiej brzydy.

    I nie chcę, potąd wielbicieli mam, co z tyłka sączy im się mowa w śliskim kłamstwie,
    W zaczajonej za nim złośliwości, chęci krzywdy
    I zlekceważenia, ach!, i zwykłym chamstwie.
    I tak nie znoszę w ogóle obłudnych gówniarzy,
    Ale gdy mymi wielbicielami śmieli być -
    Tym gorzej! Precz ode mnie, gatunku wraży!
    I niech mi się Raj nigdy więcej nie ukaże,
    (wolę z czartami w piekle po wsze czasy tkwić
    I w najpiekielniejszych wprost stosunkach z nimi być!),
    A wielbicieli mych gówniarzy wszystkich w kupie -
    zwalę gnatem dla ekonomii po olbrzymiej wspólnej dupie.

    Proszę mi wybaczyć, że nie składam
    własnoręcznego podpisu, ale,
    jak powszechnie wiadomo,
    jestem, o, psiakrew!, w fazie daleko posuniętej
    dematerializacji.
    Do pisania używam medium.

    OdpowiedzUsuń