poniedziałek, 19 marca 2012

Pierwszy Dzień Wiosny. Zupa-krem z rzeżuchy

Jeśli ktoś jeszcze sięga pamięcią tak daleko, to Pierwszy Dzień Wiosny zapewne kojarzy mu się ze szkolnymi wyprawami związanymi z topieniem/ paleniem Marzanny. Osobiście wypraw tych nie lubiłam, bo do tworzonej przez siebie marzannowej lalki bardzo się przywiązywałam i ukatrupianie jej jakoś mi nie było w smak. Na dzień dzisiejszy potwierdza to tylko moje pogańskie zapędy. Marzanna bowiem to inaczej: Mora, słowiańska bogini symbolizująca zimę i śmierć. Innymi słowy – demon. W zasadzie więc jej uśmiercenie jest czynem chwalebnym i pożądanym; co dla mnie jednak nie zmienia faktu, że nostalgiczna łza się w oku kręci.  
Proszę zwrócić uwagę na głebię znaczeniową tego zdjęcia! Cień z noża godzącego w symbol zimy pada na świeżo rozkwitłe roślinki - symbol wiosny i nadziei!
Ale Pierwszy Dzień Wiosny ma już to do siebie, że jest jakoś sentymentalny. Człowiek ma nadzieję, że nadchodzi lepsze i czuje się zobowiązany do tego, by z odrazą plunąć na swoją ciemną przeszłość i dumnie wkroczyć w świetlaną przyszłość. Do tego potrzebny jest jednak jakiś symbol, jakiś mały symboliczny mord, dzięki któremu można się odciąć od cieni i znaleźć miejsce na Nowe. Coś się kończy, coś się zaczyna… Apropo, na fali tych wiosennych sentymentów pozwolę sobie sięgnąć do cytatu Sapkowskiego – tak, żeby już wyczerpać temat:
„Ludzie lubią wymyślać potwory i potworności. Sami sobie wydają się wtedy mniej potworni. Gdy piją na umór, oszukują, kradną, leją żonę lejcami, morzą głodem babkę staruszkę, tłuką siekierą schwytanego w paści lisa lub szpikują strzałami ostatniego pozostałego na świecie jednorożca, lubią myśleć, że jednak potworniejsza jest od nich Mora wchodząca do chat o brzasku. Wtedy jakoś lżej im się robi na sercu. I łatwiej im żyć”. 
No dobra, bo się ponuro zrobiło, a wiosna to w końcu, było-nie było, pora radosna! Zaaplikujmy sobie więc prawdziwie wiosenną potrawę, którą jest:

Zupa-krem z rzeżuchy
Składniki:
rzeżucha (tak ze dwie garście),
4 ziemniaki*,
marchewka,
pietruszka,
2 białe cebule,
2 ząbki czosnku,
coś z kurczaka (może być filet, może być udko, mogą być skrzydełka),
liście laurowe, ziele angielskie, majeranek, sól, papryka słodka mielona, koperek,
por
2 serki topione,
szklanka śmietany,
1 żółtko,
jajka na twardo,
makaron.



 

* Żeby utrzymać się w klimacie wiośnianej nostalgii, możemy wziąć zimowe ziemniaki, wtedy będziemy mieć romantyczne poczucie, że naprawdę żegnamy się z tym, co… wróci szybciej niż się spodziewamy, żeby to cholera.




Szykujemy lekki bulion na kurczaku (na kurczaku jest naprawdę delikatny): w garnku umieszczamy kurczaka, marchewkę, jedną cebulę w łupinach, pietruszkę, dwa ząbki czosnku, przyprawy. Podsmażamy pora i drugą cebulę (można też dorzucić 2-3 pieczarki) – mają się zezłocić – i dokładamy je do grzejącego się bulionu. 
Całość gotujemy, a od zagotowania odczekujemy jakieś 15 minut – tak, żeby marchewka była dość miękka. Wówczas do bulionu wsypujemy pokrojone w kostkę ziemniaki i garść rzeżuchy. I serki topione. Gotujemy do momentu, w którym ziemniaki są miękkie, odstawiamy do ostudzenia. Kiedy bulion przestaje być parzący, wyjmujemy z niego elementy niepotrzebne: kurczaka (przyda się na inny obiad), marchewkę, pietruszkę, cebulę, ziele angielskie i liście laurowe (na te przyprawy mam niezawodny sposób: wkładam je do woreczka po ryżu i związuję nitką, potem całość wyrzucam, nie męcząc się wyławianiem śmiecia z zupy). Zostają tylko wywar, ziemniaki i pory z cebulką – i to miksujemy z drugą garścią rzeżuchy i koperkiem (sprawdzając, czy przy okazji nie trzeba tego jakoś doprawić). 
 
Taką papkę przelewamy z powrotem do gara i podgrzewamy – nie gotujemy! – ze śmietaną zmieszaną z żółtkiem. Zupę podajemy z drobnym makaronem i jajkiem na twardo, obsypaną resztką rzeżuchy. Niecodzienna kompozycja smaku.

Smacznego i mimo wszystko miłego topienia Marzanny (bo niech ta cholerna wiosna w końcu się rozkręci). Tylko uważajcie, żeby nie dotknąć kukły, kiedy ta znajdzie się już na wodzie, bo Wam ręce pousychają. I odradzam napoje wyskokowe, wracając z niszczenia Marzanny nie można się potknąć…
Tym złowieszczym akcentem kończę i raz jeszcze ciepło życzę: smacznego!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz