… żyło sobie dwoje dzieci, których ojciec, znalazłszy sobie nową żonę, wykazał się pragmatyzmem i odstawił je do lasu na pewną śmierć. Dzieci jednak zaradność odziedziczyły po ojcu i szybko poradziły sobie w trudnej sytuacji. Zamordowawszy staruszkę, mieszkającą w lesie, wzbogaciły się na tyle, że mogły wrócić do rodzinnego domu, z którego dziwnym trafem zniknęła macocha. Bajka o Jasiu i Małgosi.
… zła królowa, której uroda przemija wraz z zawartością
butelki pitej do lustra, każe z zazdrości zamordować rosnącą jej pod bokiem
piękność. Piękność przekonuje zleceniobiorcę, by nie przyjmował zlecenia (jak
przekonuje, możemy się tylko domyślać) i wije sobie urocze gniazdko wśród
siedmiu karłowatych, bo karłowatych, ale jednak facetów. A potem wychodzi
bogato i nieźle za mąż. Śpiąca Królewna.
… Jaś sprzedał krowę za fasolki, co w krótkim czasie
umożliwiło mu dokonanie włamania, kradzieży, morderstwa i przestępstwa ekologicznego (ścina cholernie
wielkie drzewo, w które wyrosła fasola). Jaś
i magiczna fasola.
I tak dalej i tak dalej. Dziecięca niewinność lubuje się
w makabreskach, mimo że taka np. Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji próbuje
zadbać o zdrowie psychiczne naszych milusińskich: dziś zdejmując Wieczorynkę, a
kiedyś… Pamiętacie reklamę sieci Heyah o Czerwonym Kapturku? Tę oto:
Spot ten wzbudził, rzecz jasna skrajne emocje, a rzeczona
Rada tak się przejęła, że aż zakazała emisji spotu. Dlaczego? Ponieważ
„dramatyczny rozwój akcji sprawia, że dzieci boją się tej reklamy i mają
wątpliwości co do prawdziwej treści bajki o Czerwonym Kapturku”. Odpowiedzmy na
to słowami Michała Chacińskiego, dziennikarza niezawodnej przed laty Gazety
Wyborczej. „Teraz, kiedy dzięki Radzie czynnik niepokojący został
wyeliminowany, można uspokoić nieletnich, że oczywiście bajka nie kończy się
wcale drobnymi uszkodzeniami ciała, tylko pełną jatką – wilk pożera babcię, a
później Kapturka. Na szczęście pojawia się pozytywna postać leśniczego
(ulubieniec obrońców praw zwierząt), który zręcznym cięciem patroszy wilka (dla
mniej oczytanych dzieci – oznacza to krwawe rozprucie mu brzucha od szyi do
samego odbytu, najlepiej za życia denata, żeby wiedział za co). Babcia i
Kapturek wyskakują z brzucha wilka, owinięte parującymi wnętrznościami i od
góry do dołu zlane treścią żołądka okrutnego wilka. Następnie wszyscy radośnie
tańczą na trupie, ślizgając się co chwila w jego obficie rozlanej po podłodze
krwi i wywijając nad głową jelitem grubym, które zabawnie świszczy”.
Nigdy nie lubiłam dzieci i nawet jako dziecko nie lubiłam
być dzieckiem. Z perspektywy czasu stwierdzam, że pewien wpływ na to mogły mieć
cholerne bajeczki albo inne Opowieści Biblijne (te to dopiero były makabryczne!).
Za bardzo pracowała mi przy nich wyobraźnia. Mimo wszystko jednak takie baśnie
barci Grimm trzymają się po prostu konwencji horroru, dają możliwość przeżycia
swoistego katharsis. Ale, kurwa,
KLAUNI?!
Co jest z dziećmi, które lubią przebywać w towarzystwie klaunów, co jest z ludźmi, których klauni śmieszą i co jest z tymi, którzy w klaunów się wcielają? Panienko Przenajświętsza, przecież jeśli na świecie jest coś bardziej przerażającego niż klaun, to tym czymś jest chyba pająk (i dlatego od ponad 15 lat nie odważyłam się wrócić do filmu „To”).
Pablo Picasso: Young acrobat and clown |
Co jest z dziećmi, które lubią przebywać w towarzystwie klaunów, co jest z ludźmi, których klauni śmieszą i co jest z tymi, którzy w klaunów się wcielają? Panienko Przenajświętsza, przecież jeśli na świecie jest coś bardziej przerażającego niż klaun, to tym czymś jest chyba pająk (i dlatego od ponad 15 lat nie odważyłam się wrócić do filmu „To”).
Od lat klauni są tematem najbardziej przerażających
obrazów, filmów i historii (patrz: John Wayne Gacy). A jednak od lat są
ulubieńcami dzieci (po krótkiej analizie myślowej dochodzę do wniosku, że
dzieci też się trzeba bać), bo są śmieszni. Trąbią nosami, wlewają sobie ciecze
do spodni i rzucają się tortami. Co już za mnie skomentował sir Terry
Pratchett:
Trefnisie, błazny i klauni wracali do swoich zajęć, po
drodze utykając w drzwiach. Było sporo przeciskania się, popychania, trąbienia
nosów i opadania spodni. Ta scena nawet najszczęśliwszego człowieka skłoniłaby,
żeby podciął sobie żyły w piękny wiosenny poranek.
Tak, to ja. Jako Joker, czyli jakby nie patrzeć, klaun. TUTAJ do podejrzenia. |
Obawiam się, że nigdy nie zrozumiem, co kryje się pod chęcią przyprawiania sobie czerwonego nosa oraz chęcią bawienia się w towarzystwie białej twarzy. Wolę chyba jednak ten strach niż obawę, że kiedyś mogłabym to zrozumieć i podczas malowania ust czerwoną szminką, zjechać nagle na policzki. A potem walnąć umalowaną twarzą w świeżo przygotowany tort.
O właśnie, tort.
Porzeczkowo-malinowy tort
w różowej polewie
Składniki:
biszkopt:
· 6 jajek (podział na białka i żółtka),
· ¾ szkl. cukru, cukier waniliowy,
· blisko dwie szklanki mąki,
· 1 łyżeczka proszku do pieczenia;
przełożenie:
· cytryna, syrop malinowy, woda,
· biała czekolada, 300 ml śmietany kremówki,
· maliny, porzeczki;
krem:
· 1 budyń śmietankowy, mleko (standardowo: 0,5 l),
· 1 kostka masła,
· ¾ szkl. cukru pudru,
Biszkopt robimy tak jak w
tym oto przepisie, czyli ubijamy białka na sztywno, łączymy z cukrem,
żółtkami, a potem drewnianą łyżką mieszamy z mąką i proszkiem. Ja chciałam
przedobrzyć tym razem i dolałam do ciasta trochę syropu malinowego, przez co
cholerny biszkopt nie wyrósł tak jak zawsze, ale smaczny był, więc kij z
rozmiarem. W końcu, jak to mówią, nie rozmiar się liczy. A, pieczemy 40 minut,
175 stopni, najlepiej zostawić go na noc i działać z nim od następnego dnia (z
biszkoptem, nie rozmiarem). Tak po prawdzie to i krem lepiej sobie przygotować
poprzedniego dnia, żeby stężał, inaczej spłynie z ciasta tak jak mnie.
No dobra. To krem robimy następująco: przygotowujemy
budyń według przepisu na opakowaniu (bez cukru) i odstawiamy do ostygnięcia.
Miękkie masło miksujemy z cukrem pudrem na przyjemną piankę. Łączymy to z
chłodnym budyniem i ze zmiksowanymi na krwawą miazgę malinami i porzeczkami (ja
dałam tak po 100 g). Uzyskujemy w ten sposób zajebiście różowiutki krem i to
bez sztucznych barwników! Odstawiamy go na noc do lodówki. W miarę możliwości
nie podjadamy, chociaż trudno się powstrzymać, jest słodki, z idealnie
kwaskowatą nutą, bardzo, bardzo pyszny.
Biszkopt kroimy na blaty i każdy z blatów nasączamy
mieszanką soku z cytryny, syropu z malin i wody. Na blaty wykładamy ubitą śmietanę,
którą zmieszaliśmy z rozkruszoną białą czekoladą i cukrem. Na czekoladową
śmietanę wykładamy owoce, przykrywamy je ciastem i abarotno – nasączony blat,
śmietana z czekoladą, owoce. Jak skończą nam się blaty, tort polewamy taką
ilością różowego kremu, jaka nam jeszcze została.
Biszkopt jest dość ciężki, więc odradzam rzucanie takim tortem. Polecam za to rzucenie się na tort, jest bowiem wyśmienity.
Na koniec tego odcinka chciałabym Wam życzyć smacznego i wiecie: karaluchy pod poduchy, a szczypawki do zabawki, skoro już tak powspominaliśmy dziecinne przyjemności. Macie też trochę rarytasów: parę zdjęć klaunio-cyrkowych, listę filmów o klaunach i coś dla tych, którzy kochają Iron Maiden…
Do miłego!
Jan Matejko: Stańczyk (zawsze mnie przerażał) |
Salvador Dali: Clown for "The Amazing Adventure of the Lacemaker and the Rhinoceros" |
Ernst Ludwig Kirchner: Circus Rider |
Giorgio de Chirico: Tajemnica i melancholia ulicy (a co tam robi ten cyrkowy wóz, z którego najwyraźniej ktoś uciekł?!) |
1.
Poltergeist (Duch)
2.
Killer Klowns From Outer Space (Mordercze klowny z
kosmosu)
3.
Clownhouse (Dom klownów)
4.
Stephen King's It (To)
5.
Funny Man
6.
The Clown at Midnight
7.
Trylogia: Killjoy
8.
House of 1000 Corpses (Dom 1000 trupów)
9.
Gacy
10. Drive-Thru
11. 100 Tears
12. We All Scream for Ice-Cream (Master
of Horrors)
13. Amusement (Śmierć się śmieje)
14. Scary or Die (Drżyj lub giń)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz