Listopad zdaje się sprzyjać dziwacznym klimatom. Szare
strugi deszczu załamujące się na złotych liściach, kora drzew mająca jakby
niebieski połysk, a czasem śnieg leżący na jeszcze zielonych obszarach.
Cholernie dziwna mieszanina kolorów i nastrojów. To wszystko natchnęło mnie do
odcinka o Burtonie.
Bardzo
wiele idiotek (właśnie częściej idiotek, a nie idiotów), wymieniając swoich
ulubionych reżyserów, na jednym tchu wypowiada nazwiska: Tarantino, Rodriguez
(czasem bracia Coen), no i jeszcze Burton. Pomijam niestosowność mieszania
braci Coen z Rodriguezem, ale stawianie na jednej szali Burtona i Tarantino?
Owszem, obaj reżyserzy mają swój specyficzny styl, którego się trzymają. Ale Burton
poprzestaje na dziwnej scenografii, muzyce i aktorach. Jednak jego historie są
wciąż inne. Tarantino natomiast od lat robi to samo. Zresztą drapowanie na jego
ramionach togi Legendy z powodu jednego „Pulp Fiction” to dość słabe
uzasadnienie. Owszem, opinia jest jak dupa i każdy ją ma, ale na litość Odyna!
Bądźmy choć trochę logiczni.
Zboczyłam trochę z głównego tematu, ale nieodmiennie
drażni mnie mieszanie Tarantino z Burtonem. Burton może i nie jest reżyserem
wybitnym, ale jest reżyserem. W związku z czym szuka nowych dróg, a jego filmy
są jak bajki: podobna konwencja, ale temat zawsze inny. No.
Otrząsnąwszy się z tych niemiłych rozmyślań, osłodźmy
sobie trochę życie. Uznałam, że do tematu Burtona idealnie nadaje się deser
nieco dziwny, z przeplatającymi się odcieniami czerni i bieli – jak bajkowe zło
i dobro. I z czymś złotym i słodko-gorzkim w środku. Dlatego dzisiejszym przepisem
jest:
Zebra ze skórką
pomarańczową
Składniki:
- 5 jajek,
- 1 szkl. cukru, cukier waniliowy,
- 1 szkl. oranżady,
- 1 szkl. oliwy,
- 2,5 szkl. mąki (a później jeszcze 2 łyżki),
- 2 czubate łyżeczki proszku do pieczenia,
- skórka pomarańczowa (według uznania),
- 2 łyżki kakao.
Ubijamy jajka z cukrem na puszystą masę. Zmniejszamy
obroty miksera i stopniowo dodajemy: oranżadę, olej, 2,5 szklanki mąki oraz
proszek do pieczenia. Dokładamy skórkę pomarańczową, a następnie masę dzielimy
na dwie części. Jedną mieszamy z 2 łyżkami mąki, a drugą z 2 łyżkami kakao.
Obie masy wylewamy naprzemiennie do tortownicy wysmarowanej masłem i wysypanej
bułką tartą. Pieczemy ok. 50 minut w temp. 180 stopni.
A potem patrzymy na srebrno-złoty świat, jemy przepyszną
zebrę i włączamy sobie „Jeźdźca bez głowy”. Smacznego!
Bardzo lubię zebrę, jak tylko wrócę z Erasmusa to z chęcią wypróbuję Twój przepis ze skórką pomarańczową :))
OdpowiedzUsuńNo, polecam :) Zebra jest w ogóle takim wdzięcznym ciastem, że można fajnie kominować. Bardzo lubię też tę ciemną masę zmieszać z malinami :)
UsuńŚwietny blog!
OdpowiedzUsuńWiele przydatnej wiedzy i bogatej treści
Zapraszam do mnie
Banners Broker