czwartek, 28 czerwca 2012

Łabędzi puch, a do tego maliny i biała czekolada


Odcinek ten dedykuję wspaniałej Pani Lidii i Studiu BO.SO. Nagle okazało się, że taniec też może być przyjemny i że nawet skurcz potrafi wywołać śmiech. Dziękuję!

Balet – jest w tym słowie coś takiego, co przenika do głębi i wywołuje skojarzenia z czymś kruchym, delikatnym, porcelanowym. Nie ma chyba na świecie dziewczynki, która choć przez chwilę nie marzyłaby o tym, by zostać baletnicą.
Mnie osobiście ten baletowy magnetyzm fascynuje tym bardziej, że do tej pory moim credo odnośnie tańca były słowa Kazika: jeśli mam tańczyć, to tylko pod warunkiem wcześniejszego wprowadzenia bajkowego elementu do swojej rzeczywistości. Bo ja i taniec to połączenie tak absurdalne jak ananas i pizza: dziwne, niepasujące do siebie, a jednak w niektórych przypadkach może zadziałać…

 
No dobra, z tym działaniem to się może nie rozpędzajmy, bo nadal przypominam raczej kaczkę niż łabędzia – i tym bardziej zastanawiam się nad magią baletu. Jak to jest, że nawet mój cynizm załamuje się, kiedy na nogach mam baletki i dostaję polecenie, by wykonać demi-plié? I niezależnie od lustra, które mówi mi najwyraźniej jak potrafi, że jest inaczej – ja widzę siebie filigranową i delikatną niczym faworek mojej babci, który rozsypuje się w puch od silniejszego spojrzenia.
Balet to pewnie wynalazek masonerii albo cyklistów, jest w nim za dużo nieodgadnionego mistycyzmu. Spokojnie więc będę dalej próbowała wyprostować kolano i przestanę zastanawiać się nad tą magią. Bo magia ma to do siebie, że traci swój urok, kiedy przestaje być nieodgadniona.
Dobra, do gotowania, bo się rozgadałam. Teoretycznie powinnam przygotować coś lekkiego i subtelnego – i w zasadzie coś takiego zrobiłam… Gorzej może być z kaloriami, bo tego, co wymyśliłam żadna baletnica by nie tknęła. Ale może zdarzyłoby się mieć takiej baletnicy urodziny, to wtedy w ramach rozpusty mogłaby spożyć:

Krem z białej czekolady z malinami

Składniki:
  • łyżeczka masła,
  • 2 białe czekolady,
  • śmietana do ubijania (330 g),
  • łyżka cukru,
  • maliny.

Łyżeczkę masła rozpuszczamy, dodajemy pokruszoną czekoladę i łyżkę śmietany. Całość mieszamy aż stanie się gładka, uważając, aby czekolady nie przypalić. Resztę śmietany ubijamy z łyżką cukru, a następnie łączymy z rozpuszczoną czekoladą i całość wykładamy na maliny.


Powiem tak: po pierwszej łyżeczce tego przysmaku kalorie znikają nam z myśli, a pozostaje tylko ten kremowy, pieszczący podniebienie smak. Ten krem składa pocałunek na każdej brodawce smakowej, jest subtelny i łagodny ze stanowczym akcentem malin. Rozkosz.

SMmmmACZNEGO!

Polecam również odcinek:

1 komentarz:

  1. Baletnica pewnie pozwolilaby sobie na jedna lyzeczke, gora dwie ;) Ciesze sie wiec, ze baletnica nie jestem!

    OdpowiedzUsuń