czwartek, 10 maja 2012

My, dzieci z dworca…

Z dedykacją dla Wspaniałego Przyjaciela, dzięki którego koneksjom mogłam wkroczyć na teren pięknego dworca Warszawa-Stadion, a co za tym idzie - mogłam popełnić poniższy odcinek i powywnętrzać się trochę.
Misiekh - dziękuję. 

Znacie to uczucie, kiedy po przeczytaniu książki jesteście w stanie co najwyżej paść na kolana, ale za to już nie możecie wykrztusić słowa? Ja tak mam za każdym razem, kiedy czytam „Dzieci z dworca ZOO” – a czytam je często. Doprawdy nie wiem więc, co mogę dziś napisać, żeby podzielić się wrażeniami z jednej z najukochańszych książek, a nie popaść w patos. Tak łatwo użyć wyświechtanych frazesów typu „ta książka naprawdę zapiera dech w piersiach”, „nie mogę się po niej otrząsnąć” – tylko co to tak naprawdę znaczy? Bo jak opisać to uczucie, kiedy nie można się oderwać od książki? I kiedy jej bohaterowie są dla nas żywymi ludźmi, nad których losem ma się ochotę zapłakać, a jednocześnie chce się ich lać po gębach i tylko patrzeć, czy równo puchnie… To jest chyba prawdziwa siła książki, kiedy daje ci po głowie tak silnie, że już sam nie wiesz, co i jak masz myśleć, a jednak musisz myśleć o tym, że przecież takie jest życie.
 



No i jednak zabrnęło mi się w banał, ale cóż robić, kiedy życie naprawdę takie jest, a nie inne? Jedno, co wiem na pewno po „Dzieciach…” to to, że ta książka stała się moim uzależnieniem.

Zapytać teraz możecie, jak odniosę taką książkę i takie wrażenia do jedzenia… A odniosę! Bo jest w niej taki fragment, w którym Christiane mówi, że po kilku latach ćpania może jeść tylko obwarzanki z dworca i twarożek miksowany z proszkiem truskawkowym. Ponieważ jednak druga potrawa nie jest czymś, co wymagałoby przepisu, skupmy się na obwarzankach i na… – ha, niespodzianka!


 
Obwarzanki 
(takie, jakie można kupić 
przy cmentarzu)

Składniki:
  • 1,5 szkl. mąki (a w czasie wyrabiania jeszcze trochę),
  • 3 jajka,
  • 3 konkretne łyżki cukru pudru,
  • łyżeczka soli,
  • cukier i sól + woda.




Z mąki, jajek (całych), cukru pudru oraz łyżeczki soli wyrabiamy ciasto. Jak ciasto się lepi, to podsypujemy mąkę, żeby dobrze odchodziło od dłoni. 


Następnie formujemy wałeczki, z których lepimy obwarzanki – które później wrzucamy na osolony wrzątek (woda ma się cały czas gotować).


Kiedy obwarzanki wypływają na powierzchnię wody, wyławiamy je i układamy na kratce – i wsadzamy do piekarnika z termoobiegiem (175 stopni). Sprawa prosta: jak piekarnik grzeje też od dołu, to obwarzanki spoczywające na kratce zezłocą nam się również od spodu: a o to chodzi w ich pieczeniu! Bo obwarzanki pieczemy do momentu, w którym zrobią się złote. Wreszcie je wyciągamy i smarujemy wodą z cukrem.
Obwarzanki są błyszczące i smakują całkiem jak precelki. Dobrze robią na bolący brzuch.

Niespodzianka: 
napój truskawkowo-kiwi-cytrynowy

Składniki:
  • 1 galaretka o smaku cytrynowym,
  • ćwiartka cytryny,
  • 6 kiwi,
  • 10-15 truskawek.

Rozpuszczamy galaretkę we wrzątku, wrzucamy owoce, wciskamy sok z cytryny, miksujemy – i gotowe. Napój jest REWELACYJNY. Słodko-kwaśny, egzotyczny, delikatny, sycący, niewymagający jeśli chodzi o nakład sił i środków.

Czyli wszystko pozostaje w klimacie.



I to tyle na dzisiaj. Narobiłam sobie smaku na… trochę lektury :) A że do lektury nie masz to jak coś do przegryzienia, życzę i Wam tak słodkich przeżyć!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz