Tym, co naprawdę jest interesujące, to fakt ogólnopolskiej (tudzież ogólnoświatowej) histerii, związanej z premierą gry. W dniu premiery edycję kolekcjonerską można było dostać tylko o 12 w nocy. Do 12 w południe natomiast opustoszała większość półek sklepowych, na której powinny znajdować się zapasy gry.
Na „Nocy Diablo” w Warszawie było tyle ludzi, że nie sposób było się dopchać. Szaleństwo i paranoja. Jak to możliwe, żeby producenci nie przewidzieli popytu? A może z ich strony to jedynie sprytny chwyt marketingowy, polegający na prostej kalkulacji: wypuścimy małą pulę gier, która zejdzie na pniu, ludzie dowiedzą się, że gra rozchodzi się jak świeże bułeczki i sami się nakręcą myślą, że w takim razie należy ją mieć – tym bardziej, że mieć ją niełatwo.
Może też propaganda księdza Natanka zrobiła swoje i rzesza ludzi postanowiła się przekonać, o czym każe internetowy idol? Ba, może producenci Diablo dogadali się jakoś z Natankiem! Choć ja tam skłaniam się ku teorii, że trudności w zakupie gry to Natankowa klątwa.
Jak jest
naprawdę – się nie dowiemy. A że ciekawość, to pierwszy stopień do piekła…,
cóż, żeby dojść do piekła tak naprawdę, to trzeba pokonać dwa poziomy trudności
w Diablo. Zostawmy więc w cieniu wszelkie teorie spiskowe i cieszmy się grą! –
zagryzając ją piekielnymi żeberkami.
Wiecie, co robić? |
Piekielne żeberka
Składniki:
- 1 kg żeberek,
- 4 papryczki chili (miniaturowe)
- mielona słodka papryka, po odrobinie kurkumy, curry i gałki muszkatołowej, rozmaryn,
- cebula, czosnek,
- ziemniaki.
Żeberka
zalewamy wodą, dorzucamy dwie papryczki (w całości), cebulę pokrojoną na grube
plastry oraz przyprawy. Żeberka obgotowujemy w wodzie ok. pół godziny.
Następnie rozgrzewamy maksymalnie piekarnik, żeberka przekładamy na blachę i
zalewamy je wywarem, w którym były gotowane. Wierzch żeberek posypujemy słodką
papryką i smarujemy pozostałymi dwiema rozdrobnionymi papryczkami chili.
Dookoła żeberek układamy surowe ziemniaki pokrojone w plastry (w ten sposób
szybciej się upieką) oraz ząbki czosnku.
Pieczemy żeberka ok. 40 minut, co 10
minut polewając je wywarem, w którym się znajdują – wówczas będą soczyste. Pod
koniec wyławiamy upieczone ząbki czosnku i rozgniatamy je na żeberkach.
Pyszota. Aczkolwiek cholernie pikantna pyszota. Chociaż to i tak jest tylko
piekło, bo dla tych, którzy chcieliby przejść na inferno polecam dorzucenie
jeszcze sproszkowanego chili. Ale nie zamierzam ponosić odpowiedzialności za
poparzenia i pożary!
I to tyle na
dzisiaj. Skromnie, wiem. A obawiam się, że chwilowo będzie jeszcze skromniej.
Niemniej w miarę tych sił, którymi jeszcze jako tako dysponuję, postaram się
coś wykombinować! Trzymajcie więc kciuki, bo szykuje się trudny okres i to nie
tylko dlatego, że pragnę mieć czas dla Diablo. Za rogiem czai się siła
mroczniejsza i chwilowo potężniejsza… Euro! Która zapewne i na naszym ulubionym
blogu wybuchnie z pełną mocą (mnie w każdym razie już ogarnęła).
Tak czy tak,
tymczasem życzę jak zawsze: SMACZNEGO. Ostrzcie zęby na przyszłość!
No jak to: co robic? Grzecznie wykonywac instrukcje niejakiego Kapitana Bomby i... No wlasnie :)
OdpowiedzUsuń