Co roku to samo. Już przed świętami zaczynamy martwić się o to, że idą święta, a w związku z tym w trzy dni przybierzemy na wadze tyle, ile po ostatnich świętach udało nam się zrzucić dopiero w październiku – i to tylko dlatego, że zachorowaliśmy na grypę. W trakcie świąt pękają nam wszelkie hamulce moralne i jak ludzie pierwotni rzucamy się na ukochane barszczyki, uszka, pierogi, sałatki z majonezem i mięsiwa – ale przy każdym kęsie powtarzamy sobie, że to już ostatni… Po to, żeby nałożyć sobie kolejną porcję makowca. I cały czas stresujemy się swoim obżarstwem, i mamy wyrzuty sumienia, a potem zgagę.
KONIEC Z TYM!
W tym roku zaczniemy uprawiać:
Wigilijny sport

Raz: wyciągnąć rękę. Dwa: nabić kęs na widelec. Trzy: podneść kęs do ust. Cztery: ugryźć. Pięć: połknąć. Sześć: opuścić rękę. Raz: wyciągnąć rękę...
Seryjnie serio

Raz...
Zaczyna się w Wigilię. Tradycyjnie do wyboru powinno być dwanaście potraw. Z zachowywaniem tradycji różnie bywa, ale jest kilka pozycji obowiązkowych. Rybę nie każdy lubi, a ostatnio zapanowała moda na podawanie pangi zamiast karpia, więc z oburzeniem przejdziemy do kapusty z grzybami, a potem wątrobę doprawimy kolejnym lekarstwem, czyli zupą grzybową. I czerwonym barszczykiem z pasztecikami. I kutią. I sałatką jarzynową. I śledzikiem. Mmm, śledzikiem tradycyjnym, czyli w oleju albo w śmietanie, albo śledzikiem po żydowsku, czyli z czosnkiem. Dużą, dużą ilością czosnku. Czosnek jak wiadomo ma dodatkowe zalety – odstrasza wampiry, a zatem jest szczególnie pożądany. Zwłaszcza obecnie, wobec epidemii „Zmierzchu”.
A skoro było tyle słonego, to trzeba to zrównoważyć mako-sernikiem. I szarlotką. I tortem z orzechami i makiem, i kremem, i czekoladą. I jeszcze raz kapustą albo zupą. A potem można legnąć przy choince, jedząc czekoladki i poprawiając je pierniczkami. Albo pasztecikami. I świat staje się nagle taki piękny... Choć pełny.

Dwa...
No, Boże Narodzenie! Wigilia jest piękna, ale bezmięsna, a za to Boże Narodzenie – oho! Siada się przy dobrym filmie i zaczyna: pieczona gęś albo kaczka (albo jedno i drugie), względnie indyk, ale tylko jeśli upieczony był z plastrami boczku, które suche indycze mięso zmieniły w rozpływający się w ustach poemat. A skoro o boczku mowa, to pieczony boczek i na przykład karkówka również są pozycjami szczególnie mile widzianymi. W tym przypadku sportu jest sporo, bo trzeba odpowiednią ilość wysiłku włożyć w to, żeby takie piękne, solidne mięsa pokroić. Żeby więc zregenerować siły po wysiłku i dostarczyć organizmowi trochę niezbędnych witamin, mięso należy obłożyć sałatką jarzynową z majonezem, grzybkami w occie, kukurydzą, groszkiem, pewną ilością węglowodanów i tłuszczów, czyli bułeczką z masłem i czym tam jeszcze stół dysponuje. Chodzi o to, żeby stół był odpowiednio duży – wtedy człowiek musi się wyciągać, pochylać i w ten sposób ciągłość treningu zostaje zachowana.
Po mięsach przychodzi czas na deser, a więc znowu ciasta i ciastka, czekolada, a żeby było zdrowo, należy nałożyć sobie brzoskwinie i ananasy z puszki i polać je bitą śmietaną. Zaznaczmy coś istotnego: Wigilia to tylko kolacja, a Boże Narodzenie to cały piękny dzień, poświęcony sportowemu pochłanianiu smakołyków, odsypiania przetrenowania i powracaniu do sportu. A wszystko to w leniwej atmosferze i towarzystwie ulubionych ludzi i filmów. W takich chwilach życie jest zdecydowanie piękne.

Trzy...
Drugi dzień świąt. To trochę powtórka z rozrywki, człowiek jest już nieco zmęczony ciągłym sportem, więc może wyjść z domu. Ale tylko pod warunkiem, że wyjedzie do znajomych, którzy zaproponują mu trening przy jakichś nowych potrawach. I znowu jest pięknie. A wieczorem, kiedy wątroba zaczyna z nami nocną dyskusję, można już powoli zacząć tęsknić do zwykłego trybu życia, do którego wróci się po najpiękniejszym w roku okresie spokoju.
Zatem:
WESOŁYCH ŚWIĄT
!